Poniekąd wszystko co poniżej, ten zbiór anegdotek prześmiesznych z jednego dnia w poradni, to też moja wina, bo może niezbyt konkretnie pytania zadawane były i szybko, ale w momencie, kiedy widzisz, listę zaplanowanych na ten dzień pacjentów, która ewidentnie jest oznaką, że pani z rejestracji ostatecznie odkleiła się od rzeczywistości i pożegnała z rozumem*, to wiesz, że mocno tego dnia zapierdalać będzie trzeba, bo inaczej nigdy z gabinetu już nie wyjdziesz. Szyszko ty chuju!
1.
Badam pacjenta, na powłokach jamy brzusznej blizna, ewidentnie pooperacyjna, a o żadnych zabiegach nie wspominał, się pytam więc:
-Po czym ta blizna?
-Po operacji.
[No tak, no tak, no tak, no masz rację chłopie, no zdecydowanie dobra odpowiedź]
-A czego?- nie poddawałem się
-Brzucha.
[No tak, no tak, no tak, no nie inaczej, jak nie umi pytań zadawać, to co mu będziemy ułatwiać]
2.
Pacjentka po przeszczepie nerki
-Z jakiego powodu miała pani przeszczep nerki?
-Bo byłam chora?
[Ok, no jaszka, bezsensu zdrowym nerki przeszczepiać]
-A na co?
-Na nerki
[No patrzcie, jaki ten lekarz głupi i niedomyślny, przesz chyba nie na oko człowiek był chory, skoro mu nerkę przeszczepiają]
3.
-Czy na coś jeszcze pani choruje?
-Na nadciśnienie.
-A jakie pani leki przyjmuje?
-No na to ciśnienie
-A konkretnie?
-Na wysokie ciśnienie.
[Na tym etapie już nawet przestałem mieć przemyślenia w umysłowych didaskaliach. No bo co jeszcze mogę od siebie do siebie dodać takiego dnia poza, "nie no, kurwa, w sumie jasne. To ja przepraszam. Ale wodzu, co wódz?."]
4.
-Jeszcze bym prosił, żeby pan mi wypisał leki
-Jasna, a jakie?
-Na nadciśnienie
-Tak, dobrze, ale jakie na nadciśnienie, bo wie pan trochę ich jest.
-Jak to jakie? Moje!
[nie, no kurwa, w sumie jasne. To ja już sobie pójdę. Pozdro szejset, czy jak to tam]
Tak więc ten, u nas na zakładzie to kupa radości i wesołej wrzawy, a śmieszek goni heheszka
*-Pacjenci pozapisywani są na konkretne godziny, na jednego pacjenta mam 15 min., chyba że to wizyta tzw. pierwszorazowa, człowiek nieznany wówczas pół godziny. Mniejsza z tym ważne, ze konkretne godziny są, pacjenci co 15 min. Czworo na godzinę. Są rubryki z rozpisanymi godzinami i minutami. Zdaje się być jasnym. Otóż, kurwa nie. Niejednokrotnie po dwóch pacjentów jest wpisanych na tę samą godzinę i raz, ze trzeba się w chuj sprężać, żeby się wyrobić, dwa, ze atmosfera w poczekalni i gabinecie się napina. Trzy, ze rozpierdala to i opóźnia kolejne wizyty. proszę więc wyobrazić se, jaki chu mnie trafił, kiedy poza podwójnym wpisem na godz. 9-tą, nalazłem, ze na godzinę 11-tą rejestratorce udało się umówić 3 (słownie trzy) osoby, żeby nie było na 11:15, 11:30, 11:45 zarejestrowani byli kolejni pacjenci.
Najważniejsze, że obie strony przeżyły ten dzień. Mam nadzieję, że rejestratorka również. 😛
OdpowiedzUsuńPoranek taki cudny, a tu jeszcze Dochtór do splendoru się dorzucił.
OdpowiedzUsuńZe szczerego serca dziękuję.
Proponuję jeszcze "Szyszko, ty kurwiu".
OdpowiedzUsuńI jak rozwiązał Doktor problem trzech pacjentów? Wyścigi do gabinetu, zapasy na kafelkach czy losowanie karty?
Niby wykształcony człowiek, a daje sie dymać jak murzyn na plantacji.
OdpowiedzUsuńCo to kurwa ma znaczyć, ze 2 pacjentów jest umawianych na 1 godzinę?
Przyjmujesz tylu, ilu masz w umowie (i.e. 2-4/h), przychodzisz i wychodzisz o czasie, a resztą niech się pani z rejestracji zajmuje. Przetestowane i zwalidowane - maksimum po 3 razie grafik magicznie wyglada jak trzeba, polecam.
Niby wyksztalcony człowiek wie, ze to nie pacjenci sa winni temu, ze jest ich więcej na ta sama godzinę, więc nie będzie sie na nich mscil za spierdolenie rejestratorki i ich przyjmie
Usuńdymać srymać, tak jak Uknown pisze, nie wina pacjenta, ze pani z rejestracji nie ogarnia kuwety
UsuńAle kto tu pisze o jakiejkolwiek zemście?
UsuńJa po prostu wyegzekwowałem warunki pracy adekwatne dla lekarza, a nie wyrobnika na akord.
Poza tym umówmy się: 15minut to ABSOLUTNE minimum na rzetelne zbadanie, zdiagnozowanie i poleczenie pacjenta(już o fluffie w stylu establishing rapport i pro and con debate przez litość nie wspomnę). Wszystko poniżej to przewalanie ludzi przez gabinet niczym mięso armatnie i markowanie roboty, mimo że człowiek pod koniec takiego dnia nie wie jak się nazywa i którędy na górę - been there, done that i nigdy więcej.
Coś pięknego :D Chociaż podziwiam za cierpliwość ;)
OdpowiedzUsuńeh, no wiesz Pan, Doktorze: warunkiem tego, żeby Ci pacjent powiedział, co było albo jakie piguły je, jest, aby sam najpierw dowiedział się tego. Od lekarza. Może tego Pan, Doktorze, nie wiesz, ale wieeelu (czy nie większość?) nie bąknie słowem, co diagnozuje, jeno klepie coś w karcie - czego normalny pacjent nie pojmie - wręcza receptę i tyle.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem dopominam się, żeby mi badacz powiedział, co wybadał, co to oznacza, czego mam się spodziewać, bać, na co uważać. Se Pan wyobraź, że idąc na płatny zabieg, musiałem zrobić awanturę chirurgowi, żeby mi powiedział, co oznacza "przygotowanie się do zabiegu": skąd niby mam wiedzieć, czy mogę wypić 1 piwo dzień przed, czy już na 3 dni chleb i woda?
tak, że ten tego, Panie. Ludzie to idioci, prawda, ale lekarze też:) kto wie, czy nie bardziej.
Pozdrawiam:)
Eee? Znaczy ja wiem, o co Ci chodzi, ale eee? Skoro pacjent przyjmuje leki, to znaczy, ze je wykupił, że je ma, więc skoro je ma w domu i je widzi, to chyba nie jest tajemnicą, jak się nazywają. Chyba że nie wiem, nowy zwyczaj jest i zaklejają nazwę w aptece.
OdpowiedzUsuńA te informacje o wielu, nawet większości i bardziejach, to poparte są czymś, czy tak jak w internetach pieprznięte, bo tak o?