Wszyscy wiemy, że książki to dzieło szatana. Wiemy, że z czytania biorą się nieczyste myśli i ogólnie się człowiekowi w dupie przewraca. Zwłaszcza kobietom, ale tu znów wszyscy wiemy, że kobieta sama z siebie jest bliżej szatana, a czytająca to dwa razy. Książka dodatkowo odciąga ją od Boga, kuchni i rodzenia. Wszyscy to wiemy, wszyscy jesteśmy ostrożni. Niestety umiłowani bracia i siostry diabeł wytoczył przeciw nam kolejną broń. Nie ma dla nas nadziei.
Mam czytnik ebooków (tak przy okazji, to poprawnie się powinno pisać jak?). Przepadłem. Do tej pory, żeby nową książkę posiąść trzeba było dupę ruszyć co najmniej do biblioteki, gdzie czasem wybór po chuju, a do księgarni człowiekowi nie zawsze się chciało pociągać i z braku laku szedł się jebnąć na kanapę i wielbić Pana w internetach. Teraz każde dzieło szatana dostępne jest w kilka minut. W dodatku wszystko jest, kurwa, tak oszałamiająco tanie, że jest to nieco przerażające. I mimo że się z początku broniłem, że to nie papier, że będzie dziwnie i niewygodnie z tego czytać, że oczy się psują, że na pewno nie będę umiał sobie z tym wszystkim poradzić. Mnóstwo tych "że było, broniłem się, jak mogłem. Nic z tego szatan kusił, mamił, wkładał jabłka do mordki. Złamał mnie i sprawił, że czytnik pokochałem, bo jest cudny i w pyteczkę.
Módlcie się za mną bracia i siostry, módlcie, gdyż otchłań piekielna się przede mną otwarła.