środa, 28 maja 2014

Nie mam pomysłu na tytuł, zupełnie

Dziś na jasnej Górze jebnięto kamienne tablice z deklarację wiary podpisaną przez trzy tysiące pracowników służby zdrowia. Artykuł do obczajenia np. tu. Tak naprawdę mam takie opad szczeny i poczucia, że rzeczywistość robi mnie w chuja, że tematu nie ogarniam, zwłaszcza że bełkot i onanizm własną wiarą z każdego zdania się wylewa. Odnieść się chwilowo jestem w stanie jedynie do punktu drugiego powyższej deklaracji.

"UZNAJĘ, iż ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne: - ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca, - moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga."

Ja pierdolę, c'nie. Nieszanowni państwo, którzy tę deklarację podpisaliście, czy wy aby przeczytaliście ją wpierw? Czy przeczytaliście ją, kurwa, ze zrozumieniem?! Się, kurwa, was pytam?! Bo mi się, kurwa mać, nie wydaje. Bo jeśli tak, to za chuja nie powinniście pracować w zawodzie. Pod żadnym, kurwa, pozorem. Bo po co? Skoro ciało ludzkie jest NIETYKALNE, a człowiek podlega PRAWOM NATURY. To co, kurwa, będziecie patrzeć, jak pacjent choruje i nie kiwniecie palcem?! Bo mi z tej deklaracji tak wynika. Przecież nie będziecie ingerować w PRAWA NATURY. A podanie każdego jebanego leku taką ingerencją jest. To po chuj jesteście lekarzami, jak nie możecie, kurwa, leczyć. Znaczy możecie, ale nie chcecie, bo przeczy to, kurwa, naturalnemu porządkowi. Operować też nie można. Co ja pierdolę o operowaniu, pobrać krwi do badanie nie można nawet, bo to, kurwa, przecież narusza NIETYKALNOŚĆ. Pytam się jeszcze raz jeszcze, to po chuj pracujecie w służbie zdrowia?! Żeby patrzeć, jak ludzie chorują i umierają i wspomóc ich z dupy wyciągnięta pociechą słowną?! Bo przecież, kurwa jebana mać, po podpisaniu tej pierdolonej w dupę deklaracji nic innego zrobić nie możecie! Naprawdę, czy wy jesteście, kurwa, jacyś ostro jebnięci?! Czy ja po prostu czegoś, kurwa, nie kumam?! Może nie, może mi, kurwa, ktoś wytłumaczy? Jest ktoś z was jebanych katotalibów w stanie?!

Czytelników przepraszam za wyjątkową wulgarność języka, ale jestem tak wpierdolony, tak przytłoczony oparami absurdu, że aż mi ciężko ubrać w słowa o co mi chodzi. Wierzę w waszą inteligencję jednak, poza tym znamy się parę lat już i wiem, że kumacie o co mi chodzi.

Punkt drugi deklaracji ma jeszcze drugie: "Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe przykazania Dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę." Tu jestem w stanie powiedzieć tylko, a idź spierdalaj jeden z drugim i chuj ci w dupę. 

Szanowni państwo w necie dostępna jest również lista osób, które deklarację tę podpisała-> tutaj. Sam ja sobie dziś przejrzę, żeby zobaczyć, czy w moim otoczeniu nie ma niebezpiecznych psychopatów, bo niestety tylko tak w jestem w stanie określić osobę, która pracując w służbie zdrowia jest w stanie postępować zgodnie z punktem drugim "Deklaracji Wiary Lekarzy".

* o moim wyjątkowym wzburzeniu może świadczyć fakt, że kilkukrotnie w tekście użyłem sformułowania "służba zdrowia", a przecież sam "lobbuje" za tym, żeby go nie używać, bo ja np. niczyją służbą, kurwa, nie jestem

niedziela, 25 maja 2014

Never forget to vote

Na fotografii ujętokończynę górną prawą dra Jot w trakcie wrzucania karty do urny. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że doktór głosuje, mimo że przebywa nie dość, że w robocie, to poza  miejscem zameldowania/zamieszkania i prawo do oddania głosu musiał se załatwić ( a notkę napierdala z komórki).
Jakby ktoś mimo tego wykrwistego wzorca na wybory nie chciał iść, to niech se wpisze tytuł notki do jutube i może filmik tam go zmotywuje. A poza tym nie głosujesz-nie masz prawa narzekać. A wiesz, jak chujowo jest żyć w Pl i nie móc narzekać? Idź zagłosuj.

czwartek, 8 maja 2014

Opus minimum part 2

Szanowne państwo wróciło się mi, więc kontynuujemy opis przygód najzajebistszej lekarki w naszym uniwersum.
Karolinie Anaeli pierdolnęła pacjentka, mimo że ratowana była (wcale, ale to wcale nie pierdolnęła z tego powodu, ze ratowana była przez Karolinę, w ogóle i ależ skąd, nic a nic) i reanimowana. Reanimowana powiedzmy przez dwie może trzy minuty. Trochę [bardzo] krótko wiecie państwo. Nie znam nikogo, kto po takim czasie by stwierdził, że a to luz zgon, dajemy se spokój, zwłaszcza u osoby młodej z potencjalnie odwracalną przyczyną zatrzymania akcji serca (jak ktoś ciekawy to wyguglać sobie proszę 4H i 4T w reanimacji). Tam niby boChaterka coś tam jeszcze chciała pomasować, aczkolwiek więcej by pewnie spierdoliła (widzę oczami duszy, jak wpada na to, że zrobi otwarty masaż serca, po czym jednym, płynnym, bo jakże by inaczej, ruchem rozcina pacjentkę od spojenia łonowego po krtań, po czym entuzjastycznie i miarowo zaczyna uciskać śledzionę, bo cosik tam jej się z anatomii też pokurwiło), jednak koledzy lekarze stwierdzają, że pacjentka dednęła to dednęła na chuj drążyć temat i powstrzymują ja przed profanacją zwłok.
Karolina angstuje po zgonie dziewczęcia, dramatyzuje i ma po raz kolejny se tłumaczy, ze nic nie mogła zrobić tylko potrzymać umierającą za rękę. Jak było powiedziane mogła zrobić wiele, z drugiej zaś strony wydaje mi się, że z zajebiście wielką korzyścią dla pacjentki byłoby, gdyby swoją działalność medyczną ograniczyła do pierdolnięcia pieczątką tu i ówdzie, a spadniętą zostawiła ratownikom. Aczkolwiek isnieje ryzyko, że w świecie Ałtorkasi ratownik na widok ofiary byłby w stanie wybełkotać "Pani Doktór (koniecznie z dużych) niech Pani coś zrobi" ewentualnie poszczać się w gacie. Pyta się też gdzie w tym czasie był Bóg. Droga boChaterko, nie powiem ci gdzie był, za to jestem w stanie ci powiedzieć, co robił- napierdalał facepalma za faceplamem widząc, jak wykurwiście leczysz. Na to histeryzowanie Karolinki natrafia jej przełożony, który mówi jej, nie wprost, że jest durną pipą z przerostem ambicji, dzięki czemu staje się jedyną sensowną postacią w książce.

BoChaterka idzie se na chatę, w trakcie przemyśliwa i się zastanawia "..., co właściwie każe jej anestezjologowi o naprawdę wysokich kwalifikacjach, tłuc się całymi dniami w karetce." Szanowne państwo na podstawie posiadanej wiedzy o Karolinie proszę znaleźć dwa błędy w przytoczonym cytacie, a potem przejść do dalszej części tekstu i sprawdzić, czy o to samo nam c'mon.

Po pierwsze mając dwadzieścia kilka lat nie jest się anestezjologiem, można być w trakcie specjalizacji z anestezjologii i to w najlepszym wypadku na czwartym roku sześcioletniej specki. Nie można więc się nazywać się anestezjologiem, bo się nim nie jest i tyle. (Ponoć w pierwszym wydaniu książki boChaterka miała lat 23, więc nawet nawet medycyny nie mogłaby skończyć, nie mówiąc już o rozpoczęcie specjalizacji, ale nakurwiała karetką i była naestezjologĘ).
Po drugie, jakie, kurwa "naprawdę wysokie kwalifikacje"?! Serio?! Ty się, kurwa, ciesz, że przy twoich chujowych umiejetnościach i elementarnych brakach w wiedzy medycznej pacjentka dociągnęła aż do bram szpitala, widać twarda w chuj sztuka była. Przecież ty ja, kurwa, po do drodze co najmniej z trzy razy zajebałaś, więc gdzie tu mowa o jakichkolwiek, kurwa, kwalifikacjach. Może gdyby stało wysokie kwalifikacje, to w czasie czytania bym przeoczył, ale nie, kurwa, nie można było, trzeba było ponapierdalać po Michalakowemu stadem epitetów, natrzeć brylantyną i pierdolnąć brokatem.

I się Karolinka zastanawia czemu nie pracuje na lajcie w prywatnej klinice, bo jest przecież tym anestezjologiem z "naprawdę wysokimi kwalifikacjami", a temu, że po raz taki z ciebie anestezjolog, jak z koziej dupy waltornia, a prywatne kliniki są w chuj niezainteresowane lekarzem bez specki, a po dwa pewnie całe miasto już wie, jak naprawdę wyglądają te twoje wykurwiste kwalifikacje, więc się ciesz, że w ogóle jakąkolwiek pracę masz. A co do przyciągających śmierć kogutów karetce, to nie, to nie ich wina. Możesz zgadywać dalej.

Na tym kończy się część stricte medyczna ksiunżki (kumacie, ze te wszystkie debilizmy, to na zaledwie dziesięciu stronach są?), potem długo, długo nic poza pierdoleniem i laniem wody, aż w końcu w którymś momencie "akcji"  (musiałem wziąć w cudzysłów, bo akcją za chuj się tego nazwać nie da) boChaterka ma retrospekcję z czasów studenckich, kiedy to spłynęło na nią błogosławieństwo bycia Mary Sue, gdyż: "W pamięci zamajaczyła scena (...) gdy wysłano ją, jeszcze nieopierzoną studentkę medycyny do katastrofy kolejowej..." . W tym momencie zrobiłem facepalma dupą, bo głupota i absurd tego wymysłu mnie po prostu przerosły. Nadal zresztą nie ogarnąłem tematu, bo za diabła nie wiem, jak to inaczej skomentować poza: ałtoreczko, czy ty jesteś jebnięta i w jakiej rzeczywistości żyjesz? Katastrofa kolejowa, studentka na ratunek. Nieopierzona pamiętajmy. Gdzie byli rodziecie? Gdzie był koordynator akcji ratunkowej? Gdzie był premier, prezydent, Bóg. Gdzie są sens i logika? Dlaczego wyobrażam to sobie w ten sposób, że to był tylko niewielki wypadek, parę osób rannych, ale do akcji wkroczyła nasza boChaterka. Zginęli wszyscy pasażerowie i pracownicy pociągu, mieszkańcy okolicznych wiosek, polowa populacji najbliższego miasta, ryby w lokalnych rzekach i zwierzyna pobliskich łąk i lasów, a krowom, które przeżyły skwaśniało mleko w wymionach, bo Karolina Anaela się wzięła za leczenie. Powtórzmy, ktoś wziął tępą studentkę do pomagania w katastrofie kolejowej. Faceass.

Na sam koniec, kiedy już boChaterka po swoich super przygodach wraca do realu, się okazuje, że trafia do psychiatryka. I tu pojawia się nie tyle brak znajomości tematu, co raczej już jakiś syndrom kliniczny u Ałtorkasi. Nie jest to bowiem pierwszy raz, kiedy któraś z jej bohaterek poddana zostaje zamkniętemu leczeniu psychiatrycznemu i nie po raz pierwszy leczenie takie opisywane jest jako stosowanie tylko i wyłącznie przemocy fizycznej i tortur wobec pacjenta. Wykręcanie rąk w kaftanie bezpieczeństwa, bicze wodne z lodowatej lub gorącej wody, tak według ałtorki wygląda szpital psychiatryczny w Pl XX/XXI wieku (w tym tworze i tak jest to dość lekko opisane), generalnie brakuje sanitariuszy co noc gwałcących bohaterkę, albo oddających do użycia przez innych zwyrodniałych oczywiście pacjentów szpitala. I tak jak do tej pory książka ta była żenująco głupia i słaba, to notoryczne pokazywanie szpitali psychiatrycznych, ich personelu i chorego postępowania z pacjentami jest chujowe i poniekąd niebezpieczne. Nie oszukujmy się, Michalak jest czytana, jest kupowana, ma swoje, powiedzmy wyznawczynie, które, skoro ją czytają i wielbią, do tytanów intelektu, no nie ma na to siły, należeć nie mogą i zakładam, że opisy ałtorki łykają jak młode pelikany. Tak więc, co min. wynoszą z czytania (jeśli wynoszą cokolwiek)- psychiatryk to zło, tam nie leczą, tam niszczą ludzi, tam jest średniowiecze, tam cię zamykają wbrew twojej woli, za niewinność, tam zło i szatani. To teoretyzowanie tylko, ale zdarzyć się może, że ktoś potrzebujący specjalistycznej pomocy psychiatrycznej nie odważy się po nią sięgnąć, bo Michalak psychiatrię zdemonizowała, bo koleżanka czytała i wie i mówiła, że nie idź, że cię zamkną, że wytrzymaj, weź się w garść, że lepiej nie, tam zło i mrok. Mam nadzieję, że przesadzam, ale już czas jakiś temu przestałem wierzyć w inteligencję społeczeństwa.

A teraz...
A teraz..

Teraz to... Oesu, koniec, wreszcie! Wiedzcie, że to naprawdę drobny wycinek- łącznie niecałe 13 stron z 333. Nigdy, kurwa, więcej w czytanie i recenzowanie żadnego gówna się nie dam wrobić. No dobrze dam się wrobić kiedyś na pewno, ale musi to być szit chujowości niezwykłej, bo E.L. James i Michalak wysoko postawiły poprzeczkę.