poniedziałek, 31 października 2016

Hello darkness my old friend

Uczę się, mózg mi się rozpływa, mam ataki sraczki i padaczki naprzemiennie z objawowym przedawkowaniem pierdoltolu. Chciałoby się napisać, że jest chujowo ale stabilnie. I nawet początkowo tak było. Dopóki mi nie cofnięto urlopu szkoleniowego i nie rozpisano dyżurów prawie do samego egzaminu. Jest więc chujowo i  niestabilnie. Bardzo nawet. Duchowo się nastawiam na sesję wiosenną, bo oczywiście mam nadzieję, że przepchnę to w tej, ale dość, kurwa, to słabo widzę. A najsłabiej widzę to, kiedy po dyżurze siadam przy biureczku, żeby nabierać wiedzy z książki i nagle się robi ciemno mi przed oczami i mam napad lęku, że wykorzystałem już cały wzrok dostępny w tym życiu i dopiero po chwili do mnie dochodzi, ze są duże szanse na powrót widzenia pod warunkiem, ze się obudzę i otworzę oczy. No ale chuj, twardy jestem i mimo wszystko uczę się. Dziś na przykład osiągnąłem wymierny sukces naukowy, bo nauczyłem się robić smalec wegański, w ramach poprawy nikłego zdrowia psychicznego, bo wiecie chujowo jest i niestabilnie.

Tylko że potem sinusoida zmienia kierunek i mamy:

 Byśmy dzień mogli zakończyć tak

W najbliższych dniach spodziewam się także moczenia.