Miała być notka zapraszająca na przyszłotygodniowy Marsz Równości, bo takie tygodniowe wyprzedzenie jest fajne i każdy se może zaplanować. Jednakże los zadecydował inaczej i postanowił zesłać na mnie incydent. A było to tak.
Dziś, w tych jakże pięknych okolicznościach przygody, rozbujałej wiośnie ludność piesza i rowerowa wyszła na miasto oddawać się rozrywkom i rekreacjom w formach różnych. Niektórzy pokurwiali na rowsie na bazar w Stoczni, żeby opierdolić bułkę z matiasem* i nakupować produktów spożywczych. Inni natomiast siedzieli na ławeczkach i karmili gołębie. Czasem ich drogi się przecinały. I tak, wracając ze stoczni pociągałem se przez Dolny Wrzeszcz, na ławeczce koło ścieżki siedział sobie starszy pan i karmi gołębie, które łagodnie i
uważnie zlatywały na trawnik. Poza jednym, który nie wiedział, czy
bardziej boi się człowieka na rowerze, czy jednak chce wpierdolić chleb
mocno. Nie wiadomo, czy był najgłupszy w stadzie, możliwe, że starzy go nie kochali, a w szkole inne pisklęta go napierdalały. A może był bojownikiem o wyzwolenie gołębi i Gdańska spod jarzma ludzkiej okupacji. Może obecnym władzom udało się zasiać w jego niewielkiej główce jakże popularny ostatnio pogląd, że cyklizm to zło, pedalstwo i kurewstwo. Nie wiadomo i nigdy się tego nie dowiemy szanowni czytelnicy. Tak czy inaczej niezdecydowany gołąb, po chwili wahania, podjął iście salomonową decyzję i mając do wyboru przepyszny świeży chleb albo ucieczkę przed złem postanowił wlecieć mi w mordę. Tak szanowne państwo, nie przeoczyliście się, dziś dostałem w ryj lecącym gołębiem. Dostanie lecącym gołębiem w ryj jest ohydne. Dostanie lecącym gołębiem w ryj boli. Mam nadzieję, ze tego jebanego gołębia też. Mam nadzieję, że jego ziomkowie się z niego tak samo brechtali, jak przechodnie ze mnie. Nie miałem okazji się z nim policzyć, bo spierdolił. Jednak jeśli się okaże, że mi sprzedał w czasie tego krótkiego kontaktu, jakiegoś syfa, bo te latające szczury, te ptasie śmietniki mogą na sobie parchów chuj mieć**, to przysięgam na moją ssaczy honor, że znajdę i zajebię. Tak mi dopomóżcie Wielkie Łożysko, Święta Żyworodności i Błogosławione Sutki z Mlekiem!
* Bardzo polecam, bo to w tym roku moje przekąskowe
odkrycie, jak państwo, zwłaszcza zamiejscowe, bo miejscowe, to może wią,
będzie w sobotę w Gda, to bujnąć się do Stoczni i przed zwiedzaniem ECS-u
wciągnąć bułę z matiasem na BioBazarze, żeby na zwiedzanie siłkę mieć.
** se posprawdzałem i łazić po mnie mogą teraz wszy gołębie, pluskwy gołębie i mieszkaniowe, wszoły, wirus żółtego guzka, świerzbowce, a jeśli trafił mnie kloaką to jeszcze rzęsistki, pierwotniaki krwawej biegunki, o licznych robakach nie wspominając.
Dobrzy ziomkowie rodacy- jak zostałam wypchnięta z tramwaju przez krzepkie moher-komando (i tak wysiadałam, pani najwidoczniej postanowiła mi pomóc), to cały przystanek taaaaak się cieszył. Tyle osób podeszło mi pomóc się pozbierać, tylu mi współczuło.
OdpowiedzUsuńNa gołębia w ustach chyba tylko Kret pomoże :(
Po Krecie to już żegnaj matiasie...
Usuńw bok mordy dostałem, więc z jama ustną kontaktu nie było, co najwyżej to mi na futrze mógł coś zostawić. A kret to boli słyszałem, wiesz ;)
UsuńZemścij się na całym rodzie gołębim! Złap jakiegoś, idź z nim za krzaki, wyrób się na bydlaka, a potem niech sobie fruwa i się martwi co też złapał od Ciebie.
OdpowiedzUsuńJako Krakus wiem o czym mówię, w KRK tej zarazy są stada, musimy się jakoś bronić.
logistycznie mi się to trudne zdaje, bo łapanie gołebia z pełnym pęcherze, czy czekającą na uwolnienie kupą, to takie nie najłatwiejsze zadania. A z drugiej strony złapanie i czekanie az mi się nazbiera tylko zwiększa ryzyko przejścia gołębiego syfu na mnie w czasie oczekiwania
UsuńRozumiem przechodniów bo ja zdechłam prawie ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńteż rozumiem, tez bym zdychał, gdyby nie mnie
UsuńDoktor się nie martwi. Mam znajomych zakaźników, w ostateczności jako zakaźnik-amator sam spróbuję swych sił w zwalczaniu wszelakich złych mocy :)
OdpowiedzUsuńdziękować :* aczkolwiek zakładam, ze z leczeniem sam dam radę. bardziej się wstydem bym przejmował, gdybym ewentualnie coś obleśnego jednak złapał
Usuńgolebie to zakala. nie bez powodu powstala ta piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=yhuMLpdnOjY
OdpowiedzUsuńśliczności <3
Usuńhaha, przypomniało mi się jak, lata temu, miejski gołąb wplątał się w moje długie, rozwiane wiatrem włosy. przeohydne!
OdpowiedzUsuńee, we włosy to nietoperz. Chyba że to batpigeon był :)
UsuńA więc to doktor był tym kolesiem, w którego gołąb trzepnął!! ;)
OdpowiedzUsuńjest bardzo prawdopodobnym, że to ja byłem. Jednakże nie można tego stwierdzić ze stuprocentową pewnością, bo chuj wie, ile osób tej pięknej soboty te latający kurwy postanowiły zaatakować
UsuńŁo matko!
OdpowiedzUsuńDoktór to teraz się bacznie obserwuje.
Bo albo teraz w boskim ciele Doktóra bitwa się rozgrywa(coś w stylu "Było sobie życie...") i jak Doktór to przeżyje ,to w najgorsze tropiki będzie mógł jeździć bez szczepień,bo już na wszystkie zarazy będzie odporny....
Albo też to była starannie zaplanowana operacja(bodajże pająki to ćwiczyły jako pierwsze) i się w Doktórze Super-hero moce aktywują...
Uboga Staruszka
ja te supermoce, nawet z gołębia, bardzo chętnie przyjmę celem zaprowadzenia ładu i porządku (ewentualna niewielka eksterminacja wliczona jest w koszta)
UsuńDottore, przeesz to duch święty z niebiesi zstąpił pod postacią owego gołębia. Wszyscy wiemy jak to się ostatnio skończyło.....Ty wybrańcu Ty!;)
OdpowiedzUsuńkurwa, rozstępy, zapierdalanie na osiołku do stajenki i last but not least sam poród.
Usuńja pierdolę, przejebane na całego
Sorki, ale się poryczałam ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńAle już, już. Łączę się w bólu (i wkurwie). ;)
-kg
A ja liczyłam na notkę o marszu jednak, bo u mnie w pracy uczestnicy się ponoć zebrać mają i przez to w sobotę pracować muszę. Także na pozytywny akcent liczyłam jakiś, czy coś. :)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że sytuacji z gołębiem nie widziałam, bo to kolejny, wspomniany już, pozytywny akcent, mi przemknął przed nosem. No trudno, rozglądać się bardziej muszę.
Zdrowia życzę i braku gołębiego syfa też!