W końcu, w końcu tę "Grę o Ferrin" trochę opiszę. Po pierwsze dlaczego nikt mi, kurwa, nie powiedział, że spraw medycznopodobnych to jest kilkanaście stron na początku, jedna gdzieś w środku i coś tam pod koniec? No, kurwa, czemu? Bym się nie musiał przez ten ckliwy bełkot przedzierać. Nikt pewnie nie czytał, dlatego mi nie powiedziana, ale to nie jest, kurwa, żadne wytłumaczenie. Mam dziury w mózgu teraz, wiecie. Jakbym całą podstawówkę wąchał klej w piwnicy.
Pierwotnie miała być to recenzja z wielkiego zdarzenia, ale, kurwa, nie dam rady. Nie mam czasu, żeby wszystkie błędy wytykać i opisać cały ten szit. O słitasnym języku było już wcześniej, więc powiem jeszcze, że niemożebnie mnie wkurwiały wszystkie deusy ex machiny. Jak tylko główna boChaterka, 100% Mary Sue w Mary Sue, była w straszliwie straszliwych tarapatach, krok od niechybnej śmierci (najczęściej z własnej winy, bo głupie to przy okazji potwornie) i olaboga zemrę i nikt mnie nie uratuje, a świat popadnie w ruinę, to zaraz z dupy wyskakiwał superhero i rozkurwiał wrogów wszystkich w chuj. Nieważne, że wrogów było o pierdyliard więcej, a superhero ciężko był ranny i krew zalewała mu oczy. Imperatyw opkowy dawał mu +10 do statystyk i szedł rozpierdalać. Mogą państwo powiedzieć, że te +10 to niedużo i się superhirołsowi mogło nie udać rozjebać pizdyliona wrogów, ale nie wiedzą państwo jednego, że poza imperatywem deus dostawał zwiększone parametry dzięki niewiarygodnie wielkiej chęci wyruchania Mary Sue. Za to mu 9999 wskakiwało. Bo muszą państwo wiedzieć, że ten Ferrin, o który niby toczy się gra, to jeden wielki chuj i ściema. Tak naprawdę gra toczy się o przerżnięcie boChaterki. Totalnie wszyscy tego chcą (znaczy o jednorożcu i latającym lwie nie jest powiedziane, że chcą, ale ja już swoje wiem).
Do języka, deusów z dupy, koniecznie trzeba dodać "wartką" akcję i "umiejętne" budowanie "napięcia". Kiedyś, gdzieś przeczytałem fragment opka opisujący finałową bitwę z uniwersum Harry'ego Poterra. Cytat: "Potem była wielka bitwa, a Harry zabił Voldmorta.". Koniec cytatu. Prawda, że piękne? Trzeba mieć niezwykłe umiejętności, żeby tak pisać. Ałtorkasia ma, bo tyle napięcia w jej książce, co w przytoczonym fragmencie. Ja zresztą też, bo książkę można streścić tak: Karolina-Anaela przeniosła się do innego wymiaru i miała różne przygody, a potem przeniosła się z powrotem. Koniec.
Takie te przygody miała zajebiste, tak to zajebiście opisane, tak mnie wgniatało w fotel co stronę i takie wrażenie na mnie wywarło, że mi po prostu zabrakło słów.
Wróćmy teraz do jednak do nadrzędnego celu notki tzn. Katarzyna Michalak ma wyjebane na reaserch i rucha rzeczywistość w dupę, bo wie lepiej i możemy jej naskoczyć, bo jesteśmy zjebami.
Mary Sue poznajemy, kiedy, jako dwudziestokilkuletnia lekarka popierdala karetką do wypadku. Popierdala ta karetką od roku, ale wciąż się nie może przyzwyczaić do dźwięku kogutów i ma wrażenie, że przyciągaja one śmierć (tu rzygłem po raz pierwszy. Potem się okaże, że z tym przyciąganiem śmierci jest coś na rzeczy, ale to ni chuja wina kogutów). Przyjeżdżają, ble ble, znajdują lasię, ble ble, która wyskoczyła z piątego piętra, ble ble [czytaj: Karolina przemyśliwa głęboko], wygląda tak jak boChaterka zupełnie, ble ble, przystępuje do "ratowania" życia ludzkiego. I tu się, kurwa, zaczyna show pt. za chuj nie wiem, o czym piszę, ale tak se wymyśliłam i jest to zajebiste.:
Pani doktór działa "..zdążyła sprawdzić puls, musnąć zroszone zimnym potem czoło, rzucić okiem na porcelanowo-białe spojówki.(...). Nie mogło być gorzej wstrząs i krwotok wewnętrzny."
Droga bohaterko, a powiedz mi proszę, co ci przeszkadza w porcelanowo-białych spojówkach, co? Skoro tylko rzuciłaś okiem, to musi ci chodzić o tę część spojówki, która pokrywa twardówkę i jak jest biała, nawet porcelanowo, to bardzo zajebiście, bo taka powinna być. Jakby była czerwona, nastrzyknięta naczyniami, z wylewem krwawym, to spoko możesz się przejmować, ale nie jak ci się pacjentka wypierdoliła z wysokości, tylko może trochę później, bardzo później nawet. Natomiast jeśli odprowadziłaś powiekę dolną i spojówka pokrywająca jej wewnętrzną część była porcelanowo-biała, to na twoim miejscu bym się zastanawiał, czy nie spierdalać, bo u ludzi takie rzeczy nie występują. W najgorszym wypadku spojówka ta jest bladoróżowa, więc może masz pecha i trafił ci się ufok, albo inny wąpierz. Ale kumam, bladoróżowa nie w sobie za grosz tyle dramatyzmu co porcelonowo-biała.
Poza tym bardzo chciałbym pogratulować fachowości i pewności siebie i rozpoznania nie tyle wstrząsu (ja bym chociaż ciśnienie jeszcze zmierzył), co krwotoku wewnętrznego na podsawie wyżej wykonanych czynności. Szapoba.
Karolina ratuje wstrząs i krwotok: "Dwójka cyklonaminy."- A powiedz mi po pierwsze, po chuj, a po drugie skąd cyklonamina w karetce reanimacyjnej (aczkolwiek tu mogę się mylić, bo lat wiele nie jeździłem i a nuż)? Cyklonaminę dajemy przy zwiększonej przepuszczalności naczyń (to wskazanie, o którym można przeczytać wszędzie. Drugim działaniem jest zwiększenie ilości płytek krwi), działa powoli, a wg niektórych lekarzy, z którymi miałem okazję pracować, to działanie ma porównywalne do placebo. Ja osobiście lubię i stosuję. Niezależnie jednak od opinii, to w krwotoku wewnętrznym z powstałym już wstrząsem, to pani doktór równie dobrze mogłaby pacjentce naszczać na czoło celem leczenia i uzyskałaby równie dobry efekt, a może i lepszy, bo by się wypadnięta może wkurwiła i podnosiłoby się jej ciśnienie
Po cyklonaminie podłacza płyn, a potem przenoszą pacjentkę na nosze... A kołnierz, kurwa, gdzie?! Z piątego piętra wyleciała! A nawet, jakby sie zjebała tylko z pierwszego-kołnierz ortopedyczny musi, kurwa, być i chuj. Droga boChaterko, jeśli panna do tej pory nie miała rozpierdolonego kręgosłupa szyjnego, to prawdopodobnie jej to zafundowałaś, a do wstrząsu hipowolemicznego dołącza się właśnie wstrząs rdzeniowy.
Jadą se tą karetką chwilę, a Mary Sue po raz setny w ciągu tej chwili już spojrzała na monitor, musi być, ze z oczami coś ma, jak jej tak latają, a potem patrzy (tu udaje się jej wzrok ufiksować), jak kroplówka spływa do drenu kropla za kroplą. Kropla za kroplą. To ją, kurwa, podkręć gamoniu, a nie się tępo gapisz! I załóż drugie wkłucie i puść drugi płyn cielaku jeden. Od twojego rozmyślania o dupie Maryni głąbie pieprzony się pacjentce nie polepszy, a jak już zdiagnozowałaś ten krwotok i ten wstrząs, to go, kurwa, lecz, a nie syczysz do kierowcy karetki szybciej i "Dziewczyna wykrwawiała się, a ona- pani doktor- mogła ja tylko potrzymać za rękę". A pierdolone gówno prawda! Se przeczytaj, co wyżej napisałem i rusz dupę.
Nagle pisk monitora i jeb dwójka adrenaliny (Jeżu kolczasty, a czemu dwójka? Czy to naprawdę tak trudno sprawdzić, że się podaje 1 mg, od zawsze tak naprawdę, co jedynka nie brzmi tak zajebiście?) i defibrylacja (mógłbym być złośliwy, ze defi bez określenia, jaki rytm i że pewnie jebła na płaską linię, bo tak na filmach pokazują, bo asystolia w chuj dramatyczniejsza niż migotanie, a nie defibryluje się asystolii przecież, ale wszyscy wiedzą, że mam dobre serduszko i nie przypierdalam sie niepotrzebnie). Nie zabanglało, więc pani doktór co robi? A podaje dosercowo adrenalinę.
Dosercowo.
DOSERCOWO
DO SER CO WO
Ja pierdolę
Do przeczytania tego fragmentu byłem święcie przekonany, że wszyscy, ale to absokurwalutnie wszyscy wiedzą, że dosercowe podawanie adrenaliny to taka miejska legenda i zadziałało tylko w "Pulp fiction", że fajnie i śmiesznie się o tym mówi, bo to takie straszne, ale super też, ale wiadomo, że to baja. A tu, kurwa, nie. Ałtorka z teoretycznie wyższym wykształceniem właśnie zesrała nam się na wiedzę ogólną.
Po tym w kurwę zajebistym działaniu linia na monitorze delikatnie zadrżało, na co Karolina przypierdala kolejna defibrylacją. I tu już przypierdolić się muszę, bo Karolina właśnie nam zajebała pacjentkę, bo takie niezdecydowane drżenie traktuję się jako asystolię, a zrobienie wówczas defibrylacji, to błąd w sztuce, błąd, jak chuj (mieliśmy na zajęciach z Medycyny Ratunkowej wypasionego manekina, takiego co to rożne zaburzenia rytmu serca i oddechu miał, żyły, drogi oddechowe i pokarmowe, odruch wymiotny. Na zaliczeniu przeprowadzać mieliśmy na nim profesjonalną akcję ratunkową, jak ktoś trzasnął defi na asystolii wylatywał z pizdą i opierdolem). A tu o dziwo powraca tętno! Tadam! Cud nad cuda. Acz na chwilę tylko, bo pacjentka kończy nam żywot, a w raz z nią, w tych jakże dramatycznych okolicznościach przyrody kończy się dzisiejsza notka. Stay tuned- w następnej części Karolina myśli.
Ja nie wiem, po co Doktor to czytał. No niechże Doktór z ręka na sercu powie: Po co!? Chyba się Doktor nudzi. I za mało pracuje ;)
OdpowiedzUsuńPrzecudnej urody analiza! Niecierpliwie czekam na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńAdrenalina dosercowo, podana osobiście przez pacjenta (sam se strzelił szota), podziałała jeszcze w "Twierdzy". Dobra komedia, polecam.
OdpowiedzUsuńsienkiewicz też bzdurnie pisał, a nobla dostał. nie żebym coś sugerował, ale powyższe może służyć jako zachęta do czytania. sie doktor zastanowi, czy warto opisywać ciąg dalszy. - szkorbut
OdpowiedzUsuń->dr Tomcio: Abo mi kazała czytać, zmusiła mnie, a poza tym dla własnej masochistycznej przyjemności :)
OdpowiedzUsuń->Książkowo: senkju, będzie po długim weekendzie, jak zakładam :)
->Klepsydra: chyba oglądałem, ale motywu nie pamiętam :)
->Szkorbut: jak chcą niech czytają, ale niech nie mówią, że nie ostrzegałem :)
Dochtorze ja Cię koham :D Przez samo "h" Cię koham dosłownie, albo loffciam, czy co tam obecnie jest na topie. Wyjdź za mnie proszę (co prawda jestem kobietą i męża już mam, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował) You make my day
OdpowiedzUsuńTo może doktor potem "Pokonać kostuchę" poczyta i zrecenzuję, bo jestem strasznie ciekawa
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Magda
Ale jak ona Dochtóra zmusiła? Akumulator do jąder przypła?
OdpowiedzUsuń->Johanka: nie mogę, narzeczony by się wkurwił i mi wpierdolił ;)
OdpowiedzUsuń->Magda: przeczytałem o czym to i co to i na razie nie ma mowy. muszę rekonwalescencję po ałtorkasi mieć :)
-> Kocica: gorzej, wjechała mi na ambicję i połechtała próżność :)
Co prawda od strony medycznej historia jest mi rownie obca, jak authorce ksiazki, ale dawno sie tak nie usmialam ;) jeszcze! Jeszcze! Jeszcze!
OdpowiedzUsuńbędzie, ale za czas jakiś. w przyszłym tygodniu znaczy się
OdpowiedzUsuńDoktorze, popelnilam blad czytajac w pracy.Niechybnie mnie wywala za darcie lacha publicznie. Podziekowala.
OdpowiedzUsuńJa tak samo masochistycznie "prawo agaty" oglądałam. ale już wymiękłam:)
OdpowiedzUsuńI to jest kurwa, solidna, porządna recenzja, a nie takie słodkie pierdzenie jak w mediach, tam by tak to napisali: książka stanowi fascynującą pozycję i z pewnością nakłoni odbiorcę do licznych przemyśleń, aczkolwiek pewne nieścisłości medyczne mogą spowodować zmarszczenie czoła u czytelników bardziej obeznanych z tematem.
OdpowiedzUsuńani chybi w pi-arze robisz :)
UsuńW pijarze to nie ale i tak glupio tak sie smiac jak glupi do monitora.
Usuń