poniedziałek, 25 marca 2013

Jak nie mieć szpetnego ryja

Na tej konfie, poza tym, że nażarłem się żenady po samą kokardę, też parę przydatnych informacji było. Nie tylko dla lekarzy, też dla zwykłego, nieskażonego medycyną człowieka, który przez ten brak kontaktu zdrowszy jest, na pewno na umyśle (nie, że wszyscy lekarze to zjeby, ale bądźmy szczerzy światek ten jest nieco specyficzny).
I taki właśnie był wykład pt. "Substancje stosowane przeciw starzeniu się skóry" stworzony prze pracowników Wydziału Farmaceutycznego z Oddziałem Analityki Medycznej Uniwersytetu we Wrocku, na którym to wykładzie byłem i którego fragmenty państwu prezentuję. Ku uciesze, ku rozwojowi a nawet ku praktycznemu zastosowaniu zdobytych informacji. Żeby nie było, że oszukuję i wymyślam, to posiłkować się będę barwnymi fotografiami slajdów o jakości pozostawiającej wiele do życzenia, bo w końcu focie trzaskane komórką i na szybko.
Tak więc, co robić, a przede wszystkim, co żryć, żeby nie mieć szpetnego ryja.
Rycina pierwsza jakości najgorszej i bardziej jako ciekawostka niż do realnego stosowania
Jak prawdopodobnie widać przyszłością dla naszego ryja jest zastosowanie komórek macierzystych, które jakoś sobie trzeba w tę twarz wszczepić, żeby sobie tam elegancko rosły i robiły samo dobro. Super komórki macierzyste są w jabłkach (ale nie wiem w jakiej części), winogronach (ale nie wiem w jakiej części), algach (ale nie wiem w jakiej części) i w łożysku (ale to wszyscy wiemy). Nie wiadomo jak je zapodawać do organizmu, więc zakładam, że jak to z kosmetykami bywa warto se mordę natrzeć albo pierdolnąć maseczkę na minut 10. To są super komórki. Najsuperowsze zaś znajdują się w porożu jelenia szlachetnego, więc, jak tylko wyruchane jelonki po okresie godowym poroże zrzucą, zapierdalamy w las i szukamy opadłego wieńca (to poroże po myśliwskiemu, tak tylko zaznaczam, że wiedziałem sam z siebie, nie wiem skąd zresztą) i okładamy się nim na noc.
Rycina kolorowa nr 2 bardziej życiowa
Stoją tu mądre słowa min. glikacja, która jest fe, bo psuje nam kolegen skóry samej w sobie i naczyń i twarz nam obwisa i się robi ogólnie chujowa. Toteż żeby kolagen nam się nie psuł należy opierdalać, jak widać, cynamon, imbir, goździki, majeranek, estragon i rozmaryn. Przy tym ostatnim należy uważać na młodych wojskowych, bo jak nam się liczko naprostuje zaraz będą przybywać i szantażować emocjonalnie. Tekst źródłowy tu.
Dalej stoją jeszcze inne trudne wyrazy, których opierdalanie pomóc może naszej urodzie, ale to już wyższa szkoła jazdy i trzeba kupować je w dropsach, żeby dawki były skuteczne.
Rycina trzecia również praktyczna i życiowa

I tu jak widać należy se słodzić cukrem z drzewa bukowego. Rodzi się więc pytanie, gdzie można kupić i po ile kilogram. Internety pokazują jedynie, że są kremy z nim, ale szanowne państwo nie oszukujmy się, nawet najlepszy krem nie zastąpi spożycia per os, a do tego od słodkiego rosną endorfiny i nawet jeśli cukier nie pomoże i ryj będzie chujowo brzydki, to i tak dzięki nim będziemy mieć na swoją nieładnosć wyjebane.
Piętro niżej stoi o soi (efekt superwypaśnej rymowanki zamierzony), wiadomo żreć trzeba, pić trzeba, a rozgotowaną i ostudzoną nakładać na się.
Rycina w kolorze ostatnia

Też o wartości praktycznej. jak odnależć można między różnymi dziwnymi wyrazami, do naszej diety z cukrem, łożyskiem, soją i porożem dodajemy skórki winogron, a jeśli nie mamy dużego parcia na bycie pięknym, to stykają orzeszki ziemne, skórka morwy lub czarnej porzeczki (za którą ja osobiście dziękuję, bo się kiedyś strasznie sokiem z niej zatrułem i wcale nie jest istotne, że ten sok wlewałem w siebie z olbrzymimi ilościami wysokoprocentowego alkoholu, bo od alkoholu żadnego nie mam mdłości, od zapachu czarnej porzeczki zaraz mnie na rzyganie bierze).
Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że tak państwu, jak i mi zamieszczone  wyżej informację się przydadzą i poprawią jakość życia, a wszystkie kurwy będą nam zazdrościć urody. Na zakończenie jednak muszę ujawnić info, które było na ostatnim slajdzie. Kosmetyki tak używać i działają, preparaty doustne i jedzenie działają i stosować, ale żeby efekt był najlepszy i w pyteczkę należałoby się z chirurgiem plastycznym widywać, jeśli nawet nie na naciąganie, to wstrzykiwanie botoksów, kolagenów, czy innych złotych nici. Trochę chuj, nie? Mimo wszystko zakładam, że dzięki powyższej wiedzy i tak będziemy ładniejsi niż większość naszego społeczeństwa.

niedziela, 17 marca 2013

Kolorowe jarmarki

Konferencja konferencją, wykłady wykładami, ale to co się liczy to dostępne tam hurtowo gratisy z pierdyliarda stoisk firm farmaceutycznych.
Nic to że jesteś panią doktor w żakieciku, z tytułem i pozycją społeczną, jak masz możliwość wzięcia garści darmowych długopisów, to bierzesz, a jak rozdają parasolki, to weź od razu trzy. Możesz być szanownym panem doktorem, ale przecież nie można się oprzeć darmowemu sushi, więc czemu by nie zagarnąć kilku z nim pudełek, a wody mineralnej weź całą zgrzewkę przecież się przyda, a firma nie odmówi, bo zagrozisz dowcipnie, że nie będziesz leku wypisywał. 
A mają może państwo próbki? 
A tego ciasta da mi pani od razu dwa kawałki.
A tam od nich, jak weźmiesz materiały reklamowe, to dodają wiatraczek, to weź od razu kilka.
A wiesz, co?! Tamta mi powiedziała, że się jej długopisy i notesiki skończyły, to mi nie da! No wiesz, co za poziom!
Nieważne, jakie gówno rozdawali, nieważne, że do każdego szitu dawano siatkę foliową z reklamami, nieważne, że w tym żakieciku, tym garniturze, z tym swoim, kurwa, tytułem, po wizycie na kilku stanowiskach było się objuczonych siatami, jak przekupka. To naprawdę nieważne, bo można było dostać za darmo! Zupełnie, kurwa, za darmo! Za totalną, kurwa, darmoszkę!
Przy stanowisku, przy którym można się zapisać na warsztaty leczenia bólu, na które bardzo chciałem się zapisać, bo mi w hospicjum się przecież zajebiście to przyda, kłębi się tłum. Miło zdziwiony byłem, że tylu chętnych, bo zawsze warsztaty niepopularne są. Bo trzeba słuchać, a czasem coś powiedzieć, nauczyć się czegoś, dowiedzieć się, że czasem popełniało się błędy. Trochę się zestresowałem, że może dla mnie miejsca nie będzie, ale luz, niech się ludzie uczą, fajnie, że chcą, ja przecież w tym roku jeszcze na co najmniej dwie konferencje o bólu pojadę. Podszedłem mimo wszystko i wiecie, co miejsc było w chuj. A ludożerki tyle, bo przy stanowisku tym, za wypełnienie jakiegoś debilnego kuponiku dostawało się masująca nakładkę na krzesło, jakiś chujowy kawał gumy i plastiku z kolczastymi wypustkami. Byłem jedyną osobą z tego, która chciała się na warsztaty zapisać. Jedyną, która super kurwa w chuj wyjebaną nakładką masująca zainteresowana nie była.
Jedną z nielicznych, która nie zapierdalała z mnóstwem reklamówek, która wyjebane miała na chujowe konkursiki, która nie żebrała o próbki leków, która nie rzucała się na darmowe żarcie.
I jedną z nielicznych niestety, której było potwornie za to wszystko wstyd

piątek, 8 marca 2013

Matką być

Dobrze, na wychowywaniu dzieci i opiece nad nimi się nie nie znam, na byciu matką również. Jedynym doświadczeniem, które porównać choć trochę można jest adopcja kota małego ze schroniska, co też rozpierdala przez pierwsze pół roku życie, a zwłaszcza noce, bo takie małe kociątko, to cykl snu/czuwania zupełnie ma zupełnie z dupy i rzeczywiście przez kilka miesięcy nie przespałem spokojnie żadnej nocy. Było budzenie co najmniej dwa razy na "ja się wyspałem chodź się bawić w skakanie po tobie" oraz "twoje palce od stóp zaatakowały mnie pierwsze dlatego muszę je zabić", a także "będę pół nocy zapierdalał po domu i nakurwiał łbem w ściany". Nie do przecenienia były również powroty do domu, gdzie notorycznie zastawałem obraz po przejściu tornada, trzęsienia ziemi, przemarszu wojsk radzieckich naraz w dodatku wszystko malowniczo zarzygane. Obca wówczas była idea śliskiego kocyka, ale przyznać się muszę, że parę razy przeszło mi przez myśl, ze oddam go z powrotem, a wszystkim powiem, że w tym schronisku się jakimś syfem zaraził i zdechł był niebożę. To jedyne moje doświadczenie takie, ale wspinam się na wyżyny wyobraźni, żeby się z typową, powiedzmy, matką połączyć. I, co dodać należy, nie wierzę w cukierkowe macierzyństwo, a dzieciaci przyjaciele tę niewiarę utwierdzają.
A wszystko to za sprawą pieluszek "Pampers", które ostatnio wypuściły spot o teście suchej pieluszki. Wpierw pani w tle mówi, że dzieci lubią mieć suche dupska, jak śpią, co jest całkiem si, bo ja też w czasie snu cenię posiadanie nie zmoczonych okolic bikini. Potem pani mówi, że mamusie najlepiej kumają o co kaman z suchą dziecięca dupą, co tez całkiem si, no bo kto inny się tym mokrym pośladem zajmuje. kontynuując pan mówi, że pięć matek zostało zaproszonych do fabryki pampersów, żeby zobaczyć, jakie te pampersy są zajebiste. I to jest ten moment, w którym empatia mi się uaktywnia, a ja sam omdlewam z zachwytu. Skumajcie jesteście kobietą, która od x czasu zajęta jest głównie podawaniem cyca (pardon my french) i myciem obsranego odwłoka, w między czasie słucha, jak bobasek ryczy, pierze, oporządza domostwo i inne takie takie, co je se każdy jest w stanie wyobrazić. Nie spała od chuj wie kiedy, pięciominutowy prysznic jest największą frajdą w ciągu dnia. Na to wszystko, pewnie w konkursie firmy od pieluch, wygrywa wycieczkę do tych pieluch fabryki. Czy tylko mi w tym momencie wyświetla się wielki, czerwony neon "JA PIERDOLĘ!". powiedzmy, że w w tym okresie jej umęczenia i umordowania nawet taka impreza jawi się cudem i pachnie świeżością, ale czy to nie zakrawa państwu na kopanie leżącego? To tak jakby mnie po maratonie dyżurowym zabrać na zwiedzanie nowego oddziału szpitala, albo innej montowni respiratora. Nieważne jakby było w komos wyjebane, to nie dziękuję i czy was popierdoliło.
Potem panie dostają dwa pampersiory namoczone płynem i do nich szmatkę i balonik, żeby se poturlały i zobaczyły, że wilgotny szczoch z jedynego i prawdziwego pampersa nie wychodzi. Wyszła se tak na chwilę  z domu od pieluch odpocząć, żeby zaraz po wyjściu dostać tą pieluchą po ryju, bo świat cię nienawidzi i pamiętaj, kurwa, gdzie twoje miejsce macico.
Jak powiedziałem na początku, nie znam się na macierzyństwie nic a nic i mogę się mylić, bo chuja wiem, ale takie mam po prostu odczucia przy tej reklamie. Trochę podobne do tych, kiedy mały kotek z ADHD niszczył mi rzeczywistość, a w TV przyuważyłem reklamę kociego żarcia z hasłem "żeby twój kot miał więcej energii".

środa, 6 marca 2013

A piać od nowa

Niby info kto się dostał na nadspecjalizację będzie dopiero gdzieś pod koniec miesiąca, ale zakładam, że skoro na mój kierunek jest więcej miejsc wolnych niż chętnych, to się dostanę*. Chyba że spierdoliłem coś we wniosku, ale nie sądzę. Czyli od kwietnia zaczyna się z powrotem pierdolenie z kursami, stażami, palmą mater, co za dwa i pół roku uwiecznione zostanie kolejnym egzaminem, przed którym chuj mnie będzie strzelał koncertowo. Teoretycznie egzamin powinien być za trzy lata, ale mam duże szanse na skrócenie szkolenia i załatwienie tego całego gówna nieco wcześniej. Tak czy inaczej zdawać będę w trzydziestej szóstej jesieni życia, co jakby nie patrzeć dołujące trochę jest. Nawet nie trochę. Trzydzieści sześć, kurwa, lat i znów na trzy miesiące stajesz się nolifem napierdalającym wiedzę. Ile, kurwa, można? Już teraz miałem poważne wątpliwości, czy dam radę tak siedzieć i się uczyć. Dałem, ale co mam zmian w mózgu i nadwątlonej psychice, to już inna sprawa. Uprzedzając, jasne, że robię to własne życzenie i że przecież wcale nie muszę, jak nie chcę. I tak jak pierwsza część zdania to prawda, tak z druga do końca zgodzić się nie mogę, bo w tej chwili pozostanie tylko specjalistą chorób wewnętrznych, to taki raczej chujowy biznes i tę nadspeckę bardzo warto zrobić, więc w teście zaznaczyłbym odpowiedź prawda-fałsz jednak. Tak, tak ten format odpowiedzi jest wieczny i na PES też był.
Przede mną jeszcze tylko trzy tygodnie prawdziwych luzu i wolności przerwane konfą naukową w Poznaniu (Poznań jest fajny, lubię Poznań), bo mając świeżo w pamięci cały stres związany z tym jebanym egzaminem specjalizacyjnym obiecałem sobie, że książkę do specjalizacji szczegółowej zakupię sobie w kwietniu i zacznę czytać ją od razu. Nie przeginając pały i nie wpadając w paranoję jakąś, ale żeby zwoje stymulowane były też literaturą naukową, a nie tylko beletrystyką.
Dżizaskurwa, jak mi się już nie chce

*-uprzedzając dowcipne docinki: nie, nie złożyłem papierów na zdrowie publiczne, ani na inny zajebany szit. Złożyłem na speckę z organu wewnętrznego i nie wie zwierz ni człek (bim bom), czemu w tym roku organ ten taki niepopularny jest.