Ta cisza wyborcza to jakoś zaraz, ale zdążę jeszcze coś napisać, a nawet jak nie, to strasznie się przejmę i o laboga, o laboga.
Po tegorocznej kampanii wyborczej, która jak zwykle polegała na szczuciu ryjem z banneru, mam nieodparte wrażenie, że gdańscy kandydaci na posłów z ramienia PiS, którzy dostąpili zaszczytu umieszczenia swoich mord na tych bannerach dobierani byli wg klucza:
1. Czy twoja stara tłucze twoim ryjem kartofle na obiad (tak/nie)
2. Czy przed tłuczeniem zapomina ich ugotować? (tak/nie)
Po zaznaczeniu dwa razy tak kandydat dostaje gratulacje i może pociągać do fotografa, który can not into retusz, a into fotoszop to już w ogóle.
Jednym z nielicznych kandydatów, który testu na ryj nie musiał zdawać, jest Andrzej Jaworski, może być znany Państwu z telewizorów i internetów. To ten pan, którego kiedyś Senyszyn u Olejnik egzorcyzmowała, bo jej cyce opadły po próbie rozmowy z nim. Dla szczęśliwców, którzy go nie kojarzą Andrzej Jaworski wygląda tak (nie będę fotki zamieszczał, bo nie daj Buk ktoś wrażliwszy się na klawiaturę obrzygać może), a został zwolniony z kwalifikacji testowej, gdyż jest chyba jedynym człowiekiem na świecie, którego starzy ulepili z kisielu. I tak wiem, że to niemerytoryczne tak jak w przypadku Beaty "Samicy Reptilianina" Szydło, ale nic, kurwa, nie poradzę, że tak mi się myśli za każdym razem, kiedy go widzę, a następnie przypomina mi się ta scena z pierwszej części X-menów:
Oczywiście mógłbym nie być jednostronnym i powiedzieć coś niemiłego o bannerach kandydatów innych partii, ale że PiS-u nie lubię najbardziej i życzę im jak najgorzej, to wcale mi na byciu obiektywnym nie zależy (mimo ze byłoby o czym, bo jeden z dr przed nazwiskiem, ma tak chujowe wąsy, że se, kurwa, nimi chyba pokarm filtruje).
Na koniec nieco pohipsteryzuję, gdyż: Chciałem głosować na "Razem" zanim było to modne! (mam świadków).