Żywię. Na swoje usprawiedliwienie mam, że w miesiącu czerwcu byłem na konfie, na stażu, miałem dużury chujowe potwornie, odświeżanie mieszkania (nie remont, bo na remont mnie nie stać. Poza tym tak mnie takie sprawy stresują, że w przypadku remontu szedłbym szukać mocnej gałęzi, żeby się obwiesić). Ponadto dorobiłem się ogródka na parapecie. Zewnętrznym, cała konstrukcja została zmotowana, żeby doniczki się nie zjebały nikomu na łeb z czwartego piętra. Narzeczony jest technicznie uzdolniony, więc jakoś to poszło. Odświeżanie też jego zasługa jest, bo ja się nie nadaję zupełni i ni chuja. Ja mogę wierszyk napisać, albo coś. Pachnieć i leżeć, z naciskiem na leżeć.
Zewnętrzny ogródek jest piękny, zazdroszczą mi wszyscy z okolicznych bloków, bo żaden nie ma balkonu i żaden nie wpadł na to, ze se taki cudny ogródek i bezpieczny można jebnąć. Piękny jest, rośnie i żyje. Z naciskiem na żyje, bo poza roślinkami zaraz mi się zalęgło robactwo. i tak jak gąsienice, co mi opierdalają liście to wypierdalam z wysokości, to za chuj nie mogę się pozbyć mszyc, suk jebanych, co moim roślinom wypijają soki i deformują liście. Zabijam kurwy, ale się mnożą jak dzikie, że nie nadążam. Dotychczas zastosowane metody mniej więcej naturalne i eko, znaczy woda z colą i woda z płynem do mycia naczyń chuja dały. Mszyce generalnie miały na to wyjebane, pojedyncze zdechły, część się przeprowadziła, a reszta w efekcie moich działań naruchała następnego pokolenia w innym kolorze. Bezsensu i z dupy. Wczoraj spryskałem produktem zakupionym w sklepie, a nie własnej roboty. Superhipereko, wzmacnia biedne roślinki a mszycom odbiera apetyt. Jedyne co zauważyłem po jego zastosowaniu, to że wspomagający moją walkę pędrak biedronki zdechł uprzednio wysrawszy jelita. chyba że nieszczęście go spotkało z innych przyczyn, a to tylko przypadkowa zbieżność.
Zostały mi do wyboru woda z szarym mydłem, woda z octem lub mix wszystkiego, ale może mi wtedy ogródek ogólnie pierdolnąć. Chemii nie chce stosować, bo se nasadziłem roślin spożywczych i naprawdę chciałbym je kiedyś swobodnie zjeść nie bojąc się, że tym razem ja wysram swoje jelita i rzygnę żołądkiem. i przede wszystkim JA chce je zjeść, a nie jakieś głupie kurwy, co nie sieją, nie podlewają i nie nawożą.
Drogie Kasie helpunku!