piątek, 30 czerwca 2017

K19

Pewnie wszyscy myśleli, że blogasek umarł, bo mi się umarło i może kotu, a tu patrzcie jednak nie. Prawdą natomiast jest, że miałem ciężki spadek formy psychicznej z racji bycia przodownikiem pracy na zakładzie, a najbardziej na głowę mi weszło po zakończeniu tegorocznego urlopu. Bo trzeba wam wiedzieć, że w międzyczasie miałem wolne. Sześć dni. I było to najdłuższe wolne jednym cięgiem, jakie w tym roku będę mieć. Powtórzę: sześć. Cyfrą wygląda to tak-> 6. Rozumiecie więc, że mogło mi nieco odjebać od nadmiaru czasu i rozrywek. 
Ale ja nie o tym, bo chuja tam moje wolne, przecież my tu szerzymy wiedzę, bo to misyjny blogasek, w końcu. Tak więc czasem lekarz zaleca pacjentowi dietę, z różnych powodow. Oczywiście diety nie zaleca się, żeby pacjentowi pomóc, tylko dlatego że:
a) jest się niedouczonym
b) chce się pacjenta upierdolić
c) dostaje w chuj kasy od firm farmaceutycznych (aczkolwiek nie wiem za co, bo diety, które zalecam polegają głównie na ograniczeniu rożnych produktów, a nie przyjmowaniu dodatkowych, ale to chyba dlatego, że niedouczony jestem).
Jak że zajmuję się głównie nerką, to stosunkowo często zalecam diety ubogopotasowe, bo przy niewydolności nerek potas się lubi gromadzić w organizmie, a od zgromadzonego potasu się umiera i to tak dosyć poważnie. Jako że zalecam, to tłumaczę o co cho, że owocki i warzywka fe fe, bo dużo w nich potasu, a przetwory i soki to już w ogóle, a pomidor i banan to samobójstwo. Oczywiście tu upraszczam, bo jedni se na więcej pozwolić mogą, a inni restrykcyjnie się prowadzić muszą. Wydaję też materiały do poczytania, jak się trafią to i kolorowe ryciny. Wysyłam na pogadanki do pielęgniarek zajmujących się dietą. Od czasu do czasu jednak znajduje się umysł przenikliwy, którego moja gadka nie omami i wie, ze jestem niedouczony, chcę mu życie upierdolić i nie pozwoli firmom farmacutycznym mi płacić. 
I tak czas jakiś temu na SOR przywieźli mojego pacjenta poradnianego z przewlekłą chorobą nerek w stanie ciężkim, po zasłabnięciu, dziwnymi objawami neurologicznymi, mrowieniami drętwieniami i ze sraczką trochę. W podstawowych badaniach krwi wyszedł mu potas wyjebany w kosmos, taki że ciesz się pan, ze żyjesz i to ciesz się szybko, bo to długo może nie potrwać. Spięte dupy, adrenalina buzuje, szybko leki, ostra dializa, sytuacja opanowana, się pytam pacjenta co się stało, że mu wyjebało tym potasem, czy azaliż przypadkiem czegoś nie opierdolił. Owocka jakiegoś na przykład? A opierdolił, powiedział z dumą w głosie, truskawek opierdolił. Kobiałkę całą. Ale panie pacjencie kochany przesz [do kurwy nędzy] mówiliśmy, że potas w owockach się czai i zabić chce. A wcale nie i nieprawda pan odpowiada, bo truskawki to z jego działki są, a potas to mają tylko te sklepowe! [A wam wielki chuj w dupę personelu medyczny]
I to są takie chwile, że dociera do ciebie, że chujowo se wybrałeś ścieżkę kariery i trzeba było zająć się pasaniem bożych krówek i uczeniem jeży aportować jabłka, czy, kurwa, budowaniem jednoosobowego promu na Marsa, a miałoby się o wiele większe sukcesy. I satysfakcja gwarantowana.