wtorek, 22 marca 2016

Stażcepcja

Na kolejnym stażu jestem. Już zacząłem pisać, jaki biedny jestem na nim, ileż nieszczęścia, że już, kurwa, od ośmiu lat, co rusz po obcych oddziałach i klinikach popierdalam, że ja już, kurwa, nie mogę i nie wytrzymię, ale postanowiłem się nie mazać. Nie napiszę więc jaki biedny jestem, ileż nieszczęścia mnie spotyka, że już kurwa, od ośmiu lat, co rusz po obcych oddziałach i klinikach zapierdalam, że ja już, kurwa, nie mogę i nie wytrzymię. 
Nie zdradzę też sekretu, jak  lekarze większości tych klinik oddziałów usprawnić sobie mogą pracę na tych oddziałach i w tych klinikach. Nie wspomnę, że gdyby zajęli się tą swoją pracą zamiast licytowaniem się, które tą pracą jest najbardziej zajebane, oraz popierdalaniem w kółko i odbijaniem się od ścian i od siebie nawzajem, to mogliby zauważyć, że jakoś w chuj czasu mają. No ale, jak napisałem, zdradzić nie mam zamiaru tego sekretu.
Nie powiem też, ze za każdym razem, jak z uśmiechem mówię, że wspaniały to staż, najlepszy, wiele się uczę i wiele z niego wynoszę tak naprawdę w głowie mi się dzieje to, co na tym filmiku od sekundy czternastej:

                    

Tylko zamiast krzyków w języku obcym donośnie brzmi "KUUUURRWAAA!". Nie wspomnę o tym, o nie.

Generalnie, jak zapowiedziałem, nic nie napiszę i skarżyć się nie będę, jaki to biedny jestem, ileż nieszczęścia mnie spotyka, że już kurwa, od ośmiu lat, co rusz po obcych oddziałach i klinikach zapierdalam, że ja już, kurwa, nie mogę i nie wytrzymię.

sobota, 12 marca 2016

Pomeranian Horror Story

Po tym jak napisałem o opętaniu u jednej z moich pacjentek, coś mnie klikło w mózgu i oto jestem na tropie kolejnego zjawiska nadprzyrodzonego na zakładzie pracy. Jeśliś czytelniczko/czytelniku strachliwa/y, się chowasz się pod kocyk na horrorach i wolisz zmoczyć łóżko niż w nocy iść do kibla, to zdecydowanie nie jest odcinek dla ciebie. Zresztą się czujcie wszyscy ostrzeżeni. Czujecie się, mam nadzieję, bo potem nie chcę mieć skarg na karku i pretensji od rodzin, że któreś w trakcie czytania na zawał pierdolnęło.
Mam ci ja pacjenta od lat, wiekowego bardzo i w związku z tym, wraz z upływem czasu kondycja pana coraz gorsza była. Marniał w oczach, opadał z sił, kontakt słowno-logiczny się pogarszał. Widać było, że koniec życia się nieuchronnie zbliża. Po jednej z wizyt święcie byłem przekonany, że widzimy się ostatni raz. Szkoda, bo pacjent wyjątkowo sympatyczny i pogodny, ale wiecie, przed pewnymi sprawami się nie ucieknie. Proszę se wyobrazić, jakież było moje zdziwienie, jak pacjent na następną wizytę wpadł rumiany jak jabłuszko, krzepki  i z błyskiem w oku. Rozgadany, ruchowo sprawniejszy niż osobnicy wiele lat młodsi. Se pomyślałem, że to ten stan, w którym krótko przed zgonem następuje gwałtowna poprawa stanu, ale nic takiego. Pacjent nie miał najmniejszego zamiaru się ze światem żegnać. Jednak po pewnym czasie natura znów odebrać chciała, co swoje i znów następowała pogorszenie stanu, znów do momentu, kiedy pewny byłem, że to ostatnia wizyta. Jednak nie, ponownie chory się wspiął na maksimum sinusoidy i niczym młody bóg mi do gabinetu zawitał, gotów świat podbijać. I trwa sinusoida taka od lat. Różnie to na zakładzie tłumaczone jest, że silną wolę życia ma chłop, że czeka na coś, że dobry przedwojenny materiał. 
Nikt jednak nie zauważył tego, co wasz doktor "Archiwum X" Jot. Nikt nie zwrócił uwagi na fakt, jak wiele tzw. nieplanowych zgonów (znaczy zgonów, których się człowiek za chuja nie spodziewał, bo pacjent śwarny był i nieobciążony i informacja o śmierci wywołuje u personelu znaczne zdziwienie objawiające się często zwrotem "Ale że, kurwa, on(a)?!". Ta "kurwa" to opcjonalnie) czasowo koreluje z nagła poprawą stanu ogólnego pacjenta. Ani też na to, że ze wszystkimi zmarłymi poprawiający się pacjent miał bezpośredni kontakt w swoich najgorszych chwilach (o co nietrudno akurat, bo zakład nie jakiś zajebiście wielki, się wszyscy znają i wpadają na siebie od czasu do czasu, ale mniejsza z tym, bo mi zajebiście do teorii pasuje). Widza to państwo? Czy powiązaliście już wątki? Czy jak ja przekonani jesteście, że pacjent wysysa energię życiowa, czy inne  coś tam z najmocniejszych osobników? Że jak wampir (prawdopodobnie energetyczny, ale tak naprawdę chuj wie, bo przepraszam bardzo, ale wartościowe dane z tematu wampirologii są nie da się ukryć bardzo gówniane i niepełne ), upiór, czy inna strzyga wybrał se mój zakład pracy na żerowisko. 
Kumacie, jak mam przejebane z tą wiedzą, c'nie. kto mi uwierzy, że maleńki, słodki staruszek, to potężny predator. Sam fakt, ze nie lęka się światła słonecznego i swobodnie porusza się za dnia świadczy o jego sile i mocy. I jaką ma przewagę na starcie, nikt nawet w jego istnienie nie wierzy, nikt w walce nie wspomoże. A nawet jeśli, to od czego zacząć, skoro z dobrze poinformowanych źródeł wiem, ze w kościele bywa i czosnek je. Mam nadzieję tylko, że nie jest w najmocniejszy w telepatii, bo jeśli on wie, ze ja wiem, to ... (wielokropek grozy).
A teraz pomyślcie, ilu w waszym otoczeniu jest niepozornych staruszków, przygarbionych babuleniek. Osób, których tak naprawdę się nie zauważa, nie zapamiętuje. Nie widzi się, jak łakomie oblizują wargi badając waszą apetyczną aurę.