niedziela, 17 marca 2013

Kolorowe jarmarki

Konferencja konferencją, wykłady wykładami, ale to co się liczy to dostępne tam hurtowo gratisy z pierdyliarda stoisk firm farmaceutycznych.
Nic to że jesteś panią doktor w żakieciku, z tytułem i pozycją społeczną, jak masz możliwość wzięcia garści darmowych długopisów, to bierzesz, a jak rozdają parasolki, to weź od razu trzy. Możesz być szanownym panem doktorem, ale przecież nie można się oprzeć darmowemu sushi, więc czemu by nie zagarnąć kilku z nim pudełek, a wody mineralnej weź całą zgrzewkę przecież się przyda, a firma nie odmówi, bo zagrozisz dowcipnie, że nie będziesz leku wypisywał. 
A mają może państwo próbki? 
A tego ciasta da mi pani od razu dwa kawałki.
A tam od nich, jak weźmiesz materiały reklamowe, to dodają wiatraczek, to weź od razu kilka.
A wiesz, co?! Tamta mi powiedziała, że się jej długopisy i notesiki skończyły, to mi nie da! No wiesz, co za poziom!
Nieważne, jakie gówno rozdawali, nieważne, że do każdego szitu dawano siatkę foliową z reklamami, nieważne, że w tym żakieciku, tym garniturze, z tym swoim, kurwa, tytułem, po wizycie na kilku stanowiskach było się objuczonych siatami, jak przekupka. To naprawdę nieważne, bo można było dostać za darmo! Zupełnie, kurwa, za darmo! Za totalną, kurwa, darmoszkę!
Przy stanowisku, przy którym można się zapisać na warsztaty leczenia bólu, na które bardzo chciałem się zapisać, bo mi w hospicjum się przecież zajebiście to przyda, kłębi się tłum. Miło zdziwiony byłem, że tylu chętnych, bo zawsze warsztaty niepopularne są. Bo trzeba słuchać, a czasem coś powiedzieć, nauczyć się czegoś, dowiedzieć się, że czasem popełniało się błędy. Trochę się zestresowałem, że może dla mnie miejsca nie będzie, ale luz, niech się ludzie uczą, fajnie, że chcą, ja przecież w tym roku jeszcze na co najmniej dwie konferencje o bólu pojadę. Podszedłem mimo wszystko i wiecie, co miejsc było w chuj. A ludożerki tyle, bo przy stanowisku tym, za wypełnienie jakiegoś debilnego kuponiku dostawało się masująca nakładkę na krzesło, jakiś chujowy kawał gumy i plastiku z kolczastymi wypustkami. Byłem jedyną osobą z tego, która chciała się na warsztaty zapisać. Jedyną, która super kurwa w chuj wyjebaną nakładką masująca zainteresowana nie była.
Jedną z nielicznych, która nie zapierdalała z mnóstwem reklamówek, która wyjebane miała na chujowe konkursiki, która nie żebrała o próbki leków, która nie rzucała się na darmowe żarcie.
I jedną z nielicznych niestety, której było potwornie za to wszystko wstyd

22 komentarze:

  1. korzenny piernik17 marca 2013 22:36

    Wiesz po czym poznać kobietę-pediatrę? Po tym, że ma spódnicę na gumce. Na konferencji dzieciatrycznej było ich całe mnóstwo, w sali średnia wieku ponad 50 lat. I te właśnie na gumce, to jak dzikie rzucały się na lizaki i notesy. A jak wystawili fontannę czekolady to jedna drugą tą wykałaczką żgała, że posuń się, ona też chce i co tam, że wykład najciekawszy w tym dniu, żremy!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja tak sobie myślę... firmy farmaceutyczne jako ogół nie budzą mojej sympatii, więc chętnie bym je ograbiła, choćby z długopisu albo sushi! Może szanowni panowie i panie doktor też się taką motywacją kierowali?

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie ja dosyć regularnie wstydzę się za ludzi z uczelni, pewnie po jej skończeniu niewiele się zmieni.

    A wracając do rzeczy, kiedyś słyszałem historię o zwinięciu całego ananasa ze stołu ; ]

    Ale fajnie, że doktor o tym napisał : )

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam z drugiej strony stoiska targowego. Niezainteresowani gadgetami są niczym dinozaury. Już dawno wyginęli. Próbki i długopisy skończyły nam się po dwóch godzinach. Później towarzystwo medyczne mijało nas jak śmierdzące jajo, a towarzystwo farmaceutyczne wytykało nas palcami. Ja pierdolę...
    Farmaceuta

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mnie to wqurwia niesłychanie, zwłaszcza gdy zostaję zaproszona na jakąś konferencję, gdzie teoretycznie sami fajni i na poziomie ludzie być powinni, a potem się okazuje, że przed rozpoczęciem wykładów 70% już się 'obkupiła' w siaty wypchane reklamówkami, którymi wykarmić mogą całą rodzinę, a po pierwszej przerwie zdecydowana większość daje nogę, bo papierek, że byli dostali i w duperele się zaopatrzyli :/

    W tamtym roku dziwnym trafem będąc na jednej takiej konf. dostałam zapas mleka dla niemowląt o.O Oddałam kuzynce, bo w potrzebie była i starczyło jej to na 3 miesiące. A ja tam przecież specjalnie poszłam po długopisiki, karteczki, naklejeczki 'dzielny pacjent' i notesiki, no i lipa! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. dlatego tez rodacy bardzo cenia sobie wakacje z opcja all inclusive. placa raz, a wpierdalania! ho ho! no i tankowac mozna bez ustanku. wiedz siedza nad basenem, czarni jak skwarki i loja te chrzczone badziewia z hotelowego baru. potem, co prawda, niewiele pamietaja z wakacji, bo wiecznie byli na bani, ale na pewno nikt im nie zarzuci, ze nie wykorzystali przewidzianej na osobe kwoty na zarcie i chlanie. i o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. a u nas (targi fotograficzne) poznikaly tajemniczo nawet jablka i pomarancze ulozone na paterze celem dekoracji :)

    mahadewi

    OdpowiedzUsuń
  8. Swego czasu przebywalam na oddziale neonatogicznym ze swoim synkiem, poniewaz byl wczesniakiem (gdyby ktos nie wiedzial, co to neonat. oddzial). Nie bylo to w Polsce. Oddzial swietnie zaopatrzony. Pieluchy, kremy, mydelka, srodki odkarzajace do rak itp. itd. do ogolnego uzytku wszystkich dzieci tam przebywajacych. Z tego wzgledu byly to raczej wielkie opakowania tychze specyfikow, np. kremow. Poznalam na oddziale mych rodakow. Kazdy z nas otrzymal rowniez plecak z probkami kosmetykow, np. z takim mini sudocremem. Powiem szczerze, ze jakos tak od razu otworzylam tej moj mini i sobie uzywalam, podobal mi sie rozmiar:) Moi polscy znajomi zganili mnie od razu, kiedy przyczili ten precedens, oburzeni rzekli: po co otworzylas swoj! Przeciez masz tu w chuj za darmo! Nie marnuj swojego. Hmmmm. Powiem szczerze, ze kiedy spotkalismy sie po jakims czasie u nich w domu, potwierdzily sie tylko moje przypuszczenia z jakimi ludzmi mam do czynienia, poniewaz mym oczom ukazaly sie te oto wielkie opakowania szpitalne roznych kosmetykow, ba! nawet odkarzcza do rak, przeznaczonego do wieszania na scianie! Jak ja tego nienawidze!!! Takiego prostactwa i chamstwa. No i nie da sie ukryc: zlodziejstwa.

    OdpowiedzUsuń
  9. O patrz a mówią, że studenci ostrzą zęby na darmowe długopisiki i notesiki, a tu taka niespodzianka... ja widzę to chyba jest tak: PRL już dawno wyszedł ale ludzie żyjący z PRLu jeszcze z niego nie wyszli...

    OdpowiedzUsuń
  10. Prosze poprawic moj KARYGODNY blad, przeciez chcialam napisac ODKAZACZ...a napisalo sie "rz". Dobrze, ze jako anonimowa napisalam ;P

    OdpowiedzUsuń
  11. Smutna prawda, na konferencjach najważniejsze jest polowanie na gadżety - znam to, ale z tej drugiej strony. Najtrudniej było przetrwać przerwy między wykładami - atak tłumu, który wyrywał wszystko. Najgorsze były osoby, które na nic nie patrzyły i zgarniały wszystko hurtowo(łącznie z wsypywaniem sobie do reklamówki wszystkich cukierków z miski). Trzeba było się nauczyć żeby nie kłaść na blat stoiska swoich prywatnych rzeczy typu pokrowiec od telefonu, kanapka, smycz z kluczykami od samochodu, kalendarz/notes - wszystko szło, kolega zapytany o coś odłożył na chwilę nadgryzione jabłko - też poszło. Marketing w firmach bywa różny i czasami wymyślali materiały i gadżety, które wstyd było komukolwiek dać, lądowało to zwykle w piwnicach, a przed konferencjami do bagażnika i na stoisko, to był jedyny sposób na pozbycie się tego badziewia. Zawsze podziwialiśmy lekarzy, którzy nic nie chcieli, a jeszcze bardziej podziwialiśmy tych, którzy przychodzili porozmawiać merytorycznie i interesowali się tylko materiałami typu przedruki badań, wytyczne, itp. A, i zawsze znalazła się jakaś osoba, która przychodziła jak się już pakowaliśmy, z zapytaniem czy może wziąć kwiaty, które stały jako ozdoba, bo są takie piękne...

    OdpowiedzUsuń
  12. Doktorze, jesteśmy pokrewnymi duszami :) Na konferencjach zabieram tylko warte tego informatory, książki, czasopisma, wytyczne itp. Ostatnio wstydziłem się koleżanki (z kliniki, a jakże!), która całymi garściami zgarniała długopisy do reklamówki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale co tam długopisy! Zabrała ze 3 albo 4 miarki wzrostu do przyklejenia na ścianę, chociaż nie jest pediatrą, ani nie pracuje w POZ. Przypomiało mi się właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. .... i owoce suszone cichaczem do reklamówczki....

    OdpowiedzUsuń
  15. Wstyd...mi za nas. Prostactwo i pogoń za długopisem. Dziękuję, mam własny. W kiosku kupiłam...

    OdpowiedzUsuń
  16. Mentalność chytrej baby z Radomia, jak darmo to biore ile sie da. To zjawisko jest niestety powszechne. Firma robi grilla, no to jest okazja do nawpierdalania sie za darmo, 8 kaszanek czy tam kielbas, popija sie darmowym piwem do zerzygania, bo za darmo. Eleganckie paniusie na konferencji, upychają po torebusiach, wcale nie ukradkiem, serniczek albo szarlotke w serwetce dla dziecka, dla wnusia..kurwa jakby nie mogła sobie po prostu kupić za rogiem w cukierni, czy sama upiec.Czasami mam okazje patrzeć na to i jestem po prostu zazenowana, wstyd mi za nich, co gorsza jeśli zwracam kolezance uwage, ze weź się ogarnij, na wuj targasz do domu ten zmiędolony kawalek ciasta, to ta wydaje się być zdziwiona, nie obrażona, a wlasnie ZDZIOWONA, ze co się czepiam, przecież WSZYSCY biorą! Taka mentalność i nie wytłumaczysz zebyś się nie wiem jak starał i napinał. sis.

    OdpowiedzUsuń
  17. a mię nie wstyd, bo długopisy po to, żeby brać. dla mię doktór nie wziął jednego i bloczka papieru listowego, czy to listowych już nie wystawiają?

    OdpowiedzUsuń
  18. po przeczytaniu komentarzy wraca mi nieco wiara w ludzi i mija poczucie osamotnienia w tej żenadzie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ojtam,ojtam...byłam na konferencji pediatrycznej za kogoś i miałam kategoryczny nakaz wyszarpania jak największej ilości gadżetów.Z przykrością przyznaję,ze trafiłam na specjalistów-jak się dopchałam,nic już nie było.Suchych ciastek też nie,ani czystych filizanek.Dodam,że średnia wieku była w granicach 50l!Dziarskie doktorostwo...Stara szkoła;-).

    OdpowiedzUsuń
  20. Doktorze, znasz moze jakiegoś interniste, ktory chciałby zmienić prace? Szukam (a raczej moj szef)preznego internisty do pracy na kontrakt w pelnym wymiarze godzin w oddziale pod Gdańskiem.

    OdpowiedzUsuń
  21. a ja nie jeżdżę na konferencje, bo nie mam nic do powiedzenia, więc jako niewystępującej nikt mi nie zasponsoruje wyjazdu, a sama kasy w chuj nie wydam na długopisy w foliowych reklamówkach. ale jednak gdyby kiedyś - to długopisy zawsze w cenie. ostatnio kupiłam sobie dziesięć i już nie mam ani jednego.
    co do wstydzenia się - ja nawet się wstydzę za uczestników telewizyjnych teleturniejów...
    ludzie ogólnie są żenujący ;(

    OdpowiedzUsuń
  22. niczego nie zostawią. ja jeżdżę jako gość i słuchacz tylko za własny pieniądz. podmiejsko zaś to nikogo chętnego nie znam

    OdpowiedzUsuń