Wróciłem ci ja sobie z kursu specjalizacyjnego, kolejnego w karierze. A że specka przecież nowa, to i nowe nadzieje, że tym razem kurs nie będzie zjebany i z radością będę nań chodził, żeby pogłębiać wiedzę, a nie tylko czekał listy obecności, po której podpisaniu będę spierdalał w miasto, jak to zwykłem dotychczas robić.
Muszę powiedzieć, że progres jest w porównaniu z kursami do specjalizacji podstawowej. Nie że wszystko w pizdeczkę, szał ciał i uprzęży, ale jest lepiej, sensowniej, ze skupieniem na temacie.
Ale... No kurwa musi być przecież, ale. Przecież gdyby nie te ale w dziedzinach życia różnych, to by połowy tego blogaska nie było. Zamiast więc na chwaleniu skupmy się na alaniu, co zresztą przystoi prawdziwemu Polakowi, którym niestety nie jestem, gdyż dyskwalifikuje mnie pedalstwo, lewackość, jeżdżenie na rowerze i brak wąsa, ale staram się mimo to aspirować, do tego miana i możliwości spalenia jakiejś tęczy, albo pierdolnięcia w kogoś/coś wyrwaną kostką brukową.
Seminarium dla niewidomych, to chyba jakaś tradycja jest, nie wiem, czy nie na wszystkich uczelniach wyższych nawet, że seminarium dla niewidomych musi być. Dla tych z państwa, którzy się nie spotkali wcześniej z tym sformułowaniem śpieszę z informacją, że seminarka taka ma miejsce, gdy prowadzący rzuca slajd, po czym czyta go słowie po słowie, nie dodając nic od siebie. I tak przez wszystkie slajdy jakie tam ma, rysunki też czyta. Takie wykładanie jest niezwykle przydatne, gdyż wiadomo, uczestnicy nie dość, że nie widzą, to przez te wszystkie lata edukacji, w moim przypadku to łącznie ich już 27, nikt poza prelegentem nie nauczył się czytać i za chuja nie kuma, co te wzorki na slajdzie znaczą. Może się państwu zdawać dziwnym, że nie umiem czytać, więc zapewne i pisać, a prowadzę blogaska. Nie przemęczajmy może zastanawianiem się naszych ślicznych główek i zrzućmy winę na szatana. Albo na gender. Na gender chętniej, bo jest in i na fali.
Zachwycił mnie też wykład jednego z profesorów, nawet dwa, tematy nieważne, bo i tak niczego o nich nie było. Przez bite dwie godziny pan prof prezentował abstrakty prac swojego zespołu, zupełnie niezwiązane z tematyką kursu i mówił, jacy są zajebiści, a reszta świata ich podziwia i zazdraszcza zawistnie sukcesów. Nie było to znów takie najgorsze, bo pan profesor na tyle był zaangażowany w siebie, że bez problemu dało się kimnąć.
Następny pan profesor przeprowadzić miał lekcje z podstaw, które niby znane, ale towarzystwo o różnym poziomie zaawansowania, więc warto, a potem przebojem wtargnąć na wody bardzo głębokie. Gwałtowny przeskok, może zabić słuchacza, zniechęcić, uśpić. Człowiek ten jednak znalazł złoty środek. Powiedział, że podstawy, są zbyt podstawowe i na pewno je znamy, więc bezsensu zupełnie, żeby mówił, a temat zaawansowany jest zbyt zaawansowany, więc i tak nie zrozumiemy, więc bezsensu zupełnie, żeby mówił. Czad! Za to opowie nam o pracach naukowych, które robi ze swoim zespołem i jacy są zajebiści i patrz wyżej.
Było też seminarium prowadzone w sposób "właśnie się trochę zesrałem w majty i jeśli tylko powiem coś głośniej, z inną melodyką lub zaakcentuję bardziej, to się zesram do końca"
Jednak moim absolutnym numerem jeden był pan doktór, który miał mówić o rehabilitacji. Przez godzinę pokazywał zajebiście złożone wykresy, tabelki o wysokim stopniu zagęszczenia komórek, grafy skomplikowane niezwykle, chuje muje, dzikie węże i o la la. Publika z niecierpliwością wyczekuje pointy, bo tak napierdala tym wszystkim, że coś musi być na rzeczy. Slajd ostatni, pauza budująca napięcie, wniosek: na podstawie wszystkich prób i badań nasz zespół ustalił, że z wiekiem zmniejsza się wydolność fizyczna [!!!!!1!!1!jeden!!oneoneone11!!!!!1!!!]
Jebłem.
Wow! Taka wiedza! doktor Jot taki mądry teraz! Zaskoczenie! Wow!
Jednak muszę powiedzieć, że tym razem większość seminariów była dobra, paroma się nawet ostro podjarałem, ale przecież nie będę o tym pisał, bo jaki to, szanowne państwo, fun.
Jakbym na swoim UG była...
OdpowiedzUsuńSeminarium dla niewidomych w wersji dla grupy z odsetkiem osób niedowidzących - prowadzący czyta slajd słowo w słowo i wskaźnikiem laserowym pokazuje, gdzie dokładnie w tekście jest. Zajebista zabawa, mogłam się wyspać i półtorej dupogodziny odsiedzieć w domu przed prezentacją a nie wlec się przez pół miasta, żeby spać na ławce.
OdpowiedzUsuńOczywiście seminarium dla niewidomych u nas się łączy z tym z kupą w gaciach (najgorzej, kiedy tematem jest kupa i to radioaktywna).
A za to seminaria z historii nie uśpiły ani razu.
Pozdrawiam z progu weekendu, który oszukuje tylko, że przynosi wolny czas,
Agnieszka
Ha, ale nikt z wykładowców nie wyciągnął telefoniczka i nie pstrykał sobie zdjęć i się nie podziwiał!
OdpowiedzUsuńGermańska Flądra
Mnie najbardziej fascynuje to, że powiedzmy tydzień w tydzień na czyiś seminariach pół grupy śpi, i to nie tylko parę osób w tylnych rzędach, co jest powiedzmy niczym dziwnym, a ludzie w 1 czy 2 rzędzie. Przecież tego nie da się nie zauważyć. No i co, no i nic, seminaria dalej są takie same jak były, nie mogę pojąć, że komuś nie przychodzi do głowy, że może pora na jakieś zmiany ; ]
OdpowiedzUsuń->Mimi: czyli to sprawa uniwersalna :)
OdpowiedzUsuń->Agnieszka: o ze wskaźnikiem seminarki dla niewidomych nie miałem jeszcze, bym pewnie zachwycony był
->Germańska: totalny odpał, pisk zachwytu był na sali, jak mniemam ;)
->M.: po co zmieniać, etat jest, pensum wyrabiane jest, a się nikt nie poskarży przecież, bo nie daj Bóg zmienią i ten nowy wymagać jeszcze będzie