czwartek, 11 lipca 2013

Pamiętniki z wakacji

Wpierw frazesy. Było cudnie, Turcja przepiękna, bosko ciepło wszędzie. Kapadocja wielkie love, Pamukkale już nie te, jakie na zdjęciach się widuje, ale i tak śliczne, słone jezioro- czad, Stambuł oszałamiający. A że jako dzieciak zaczytywałem się "Mitologią" Parandowskiego, to chyba najbardziej mnie jarało, że chodzę po terenach, gdzie biegał Achilles, Perseusz, Midas i inni. Chociaż wytłumaczenie historii konia trojańskiego niezbyt mi się podoba. Wolę wersję książkową.

Założeniem objazdu było pokazanie, że jesteśmy pedałami, wtedy wszyscy się nas boją i się nie zbliżają. Żony miały się lękać, że uwiedziemy ich mężów i rozbijemy komórkę społeczną, a mężowie, wiadomo, że jak tylko odwrócą się tyłem, to zboczeńcy zaraz będą ruchać. Tak nie do końca wyszło, byliśmy za uroczy, za sprawni językowo, za dobrze zorientowani i za pomocni. Nikt się nie bał, a część grupy pokochała wręcz. Zresztą my część grupy polubiliśmy też, a około sześćdziesięcioletnie przeurocze Siostry Sistars z ADHD zapraszały do siebie do Nowego Jorku. Tyle dobrego, że chociaż poprawiliśmy obraz polskiego pedała w oczach przeciętnego Kowalskiego. I zostaliśmy oficjalnymi ulubieńcami pań pilotek.

Przejdźmy jednak do zjadliwej części wypowiedzi, bo jaki to fun czytać, ze było mi zajebiście i że sprowadziłem tylko dwa dni zachmurzenia nad Morze Śródziemne, do miasta, gdzie słoneczna pogoda jest gwarantowana i niebo czyste przez całe lato. Taki chuj, dwa dni opalania poszły mi się jebać.

Wąs i otyłość brzuszna rządzą. w każdej polskiej grupie, którą widziałem był co najmniej jeden tłusty oblech z wąsem i sandałem ze skarpetą. Naprawdę w każdej. Każdy z nich też jebał, że jedzenie jest niedobre i dlaczego, kurwa, dla polskich turystów nie ma polskiego jedzenia tylko musi on biedny opierdalać te kofty, musaki, kebaby bez bułki i inne oliwki. Tak, bo po to się jedzie zagranicę, żeby nie poznać niczego nowego i opierdalać to, co się ma na co dzień. Drugiego dnia wszystkie tłuste oblechy z wąsem jęczały, że chcą schabowego. Trzeciego, że chociaż hot doga i że napiszą skargę na wyżywienie. Poza tym każdy tłusty oblech z wąsem co chwilę wygłaszał opinie ksenofobiczne i rasistowskie, oraz wychwalał Pl nad narody. Do czasu, bo wraz z narzeczonym i paroma innymi sympatycznymi osobami grzecznie na nie reagowaliśmy, przez co oblechy z wąsem zaczęły sobie odpuszczać.

Z jedzeniem też była inna sprawa. Zapewnione mieliśmy śniadania i obiadokolacje, jakieś lunche trzeba było sobie dokupić we własnym zakresie. Dokupić, ależ proszę państwa, po co. Przecież, jak dają śniadanie w hotelu, to trzeba przyjść z dużą torbą napchać tam chleba, jajek na twardo, narobionych naprędce kanapek i chuj wie czego jeszcze. Potem żreć to na postojach patrząc z wyższością na tych frajerów, którzy nie potrafią sobie tak, kurwa, sprytnie poradzić i muszą pieniądz na jedzenie wydawać. Dobrze, kumam, że się wydało całą kasę na tę wycieczkę i można na popołudniowe posiłki po prostu nie mieć, że mimo codziennych próśb pilotki, żeby jedzenia nie wynosić, bo tak nie wolno, jednak se ten chleb i jajko wziąć. Naprawdę kumam, ale tego, żeby być, kurwa, z tego dumnym i każdego dnia mordą trzaskać czego to się nie nabrało i jakim, to się, kurwa, jest zajebiście cwanym, to niestety już nie.

I tak oto wpletliśmy w wypowiedź polskie cwaniactwo i niepokorność, naszą, kurwa, ułańską fantazję, która pozwala nam, jako narodowi wybranemu na przekraczanie norm i zasad, bo tacy jesteśmy zajebiści. Mówi pani przewodnik, że tu oto w tym budynku/meczecie/kościele są stare freski, malowidła naścienne, książki, dywany etc. i że nie wolno robić, tu niestety zdjęć/filmować, żeby przypadkiem im nie zaszkodzić, a w tym nie wolno, bo nie. Co w tym momencie staje się imperatywem polskiego turysty? No oczywiście, żeby te zdjęcie zrobić, a potem pokazać rodzinie i znajomym, że hehe, paczcie, kurwa, jaki jestem zajebisty, nie można było, kurwa, zdjęć robić, kurwa, ale ja narobiłem, nich se, kurwa, sobie zakazują, ale nie, kurwa, mi, hehe. Jam jest Polak, mnie wolno, mnie się, kurwa, należy za te moje piniondze, co na te wycieczke ja wydałem. Nie, kurwa. 
Podpierdalałem ochroniarzom i przewodnikom bez litości.
Taniec derwiszy- uprzejmie prosimy nie robić zdjęć z lampą błyskową, mimo że większość odbywa się w półmroku, czas na zdjęcia będzie później. Jeb, jeb flesz za fleszem. Bo co, ja, kurwa, nie zrobię? Co ja potem szwagrowi pokażę?

A teraz przejdźmy do zdolności lingwistycznych rodaków. Szczytem umiejętności językowych było operowanie pojedynczymi rzeczownikami w języku angielskim. Czasownikami już niekoniecznie, o innych częściach mowy nie wspominając. "Key room me", "beach go?", "elewator (pod żadnym pozorem nie elevator) where". Prym wiodła mieszanka polsko-angielska, z której do moich ulubionych należały "no /noʊ/ makaron", kiedy pani nie chciała spaghetti nakładanej przez kelnera, "your kolega", "turkish wieczór". Reszty nie pomnę. Parę osób wychodziło ze znanego wszystkim założenia, że jak się mówi po polsku głośno i powoli, to Turcy mają obowiązek ich rozumieć "Woda. Daj mi wody. Woda", wtedy parę osób najczęściej wkraczało z tłumaczeniem żądań. OK, to też można zrozumieć, ale naczelnego komentarza po tej pseudorozmowie "niech się uczą polskiego" jednak nie. Jednej pani, która przy mnie użyła tego zwrotu, bardzo uprzejmie, jak na mnie wytłumaczyłem, że nie, nie muszą się uczyć języka małego i smutnego narodku z Europy Środkowej, nie tylko dlatego że mało to popularny język na arenie światowej, ale tez dlatego, że polski turysta, który generalnie jest skąpym burakiem, nie jest dla nich klientem jakkolwiek interesującym, że znacznie lepszy biznes zrobią ze znajomością rosyjskiego, niemieckiego, czy też właśnie angielskiego. I że nieumiejętność dogadania się z władającym podstawami kilku języków Turkiem, to raczej chujowo o niej świadczy. Zachichotała, nie dotarło nic.

I jeszcze o czytaniu ze zrozumieniem chciałbym powiedzieć. W informacji o wycieczce stało napisane i to kilkukrotnie, że objazd ciężki jest, że dziennie popierdala się w autokarze po kilkaset kilometrów, że zajebiście rano trzeba wstawać, że może to być dla państwa za trudne, żeby się nad tym zastanowić, że mogą wystąpić zmiany w programie, że hotele na trasie należą do tych tańszych. I jak państwo myślą, co się działo, jak pilotka mówiła, że jutro trzeba wstać o trzeciej, że z powodu zamieszek odpada Plac Taksim, że hotel nie jest pięciogwiazdkowy? Szok, zdziwienie, darcie ryja. Jak tak można, napisze skargę, program miał być inny! 

Na pewno, jakbym pisał na bieżąco, na pełnej kurwie i jadzie byłoby dowcipniej, mniej, weselej i jeszcze parę historii, ale wiecie państwo, miałem wakacje w końcu. Bardzo, bardzo udane. Mimo kilku bohaterów "Pamiętników z wakacji". Nikt wprawdzie nie zesrał się do bidetu, ale po turkish wieczór z nielimitowanym alkoholem ktoś zarzygał autokar. I nie śmiałbym nawet wymagać, żeby posprzątał po sobie, Bogowie brońcie, ale mógł, kurwa, powiedzieć obsłudze, że się taki wypadek zdarzył, bo łatwiej sprzątnąć świeżego pawia niż zaschniętego nazajutrz, kiedy do zapach przepełniał całe już wnętrze. Sprawca rzygu nie został zidentyfikowany. 

A co! Moje pinondze, kurwa, poszły na te wycieczke, kurwa, to się mogę, kurwa, bawić, jak mi się podoba, nie! Niech brudasy sprzątają, hehe, bo to, kurwa, ich wina. Wódki, wiesz szwagier, nie dali, tylko jakeiś ich, kurwa, gówno, raki, czy chuj. To mu powiedziałem spierdalaj mi z tym, bo to wiesz polskiego, kurwa, nie rozumie. Daj mi jakieś piwo. Piwo, kurwa. PIWO!

28 komentarzy:

  1. a ja tak zapytam... na cholerę było na zorganizowaną wycieczkę jechać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Piwo dobra rzecz, ale bez przesady, ludzie...
    Wakacje nastały, Janusze wywaliły bębny (na krakowskich Plantach czy bulwarach nie da się tego nie widzieć, a szkoda). 2013 rok na bożym świecie a ludzie wciąż zapuszczają wąsy. Cywilizacja dna do przodu a sandały i skarpety szarżują. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, już się nawet poddałam.
    Najbardziej mi tylko przeszkadzają chojraki, które przez to cholerne otłuszczenie sami się wpędzają powoli do grobu a potem to pielęgniarki muszą ich dźwigać, żeby na łóżku na intensywnej terapii poprawić.

    Gratulacje niepowodzenia misji przerażenia świata :D Radość niniejszym wyrażam, mam nadzieję, że więcej ludzi zobaczy ten urok i się przekona, że gej to nie jest idiota i zwyrol narysowany przez Frondę.

    Oczywiście ze studenckim pozdrowieniem,

    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło (a może niemiło) wiedzieć, że są na tym świecie rzeczy stałe i niezmienne, i polski turysta w Turcji do takich należy.

    Rok 2000 był:
    - awantura, że na śniadanie nie ma zwykłego białego sera "tylko słony jakiś" i swojskiej wędliny
    - wycieczka łódką, taka 5-godzinna, z posiłkiem wliczonym w cenę, ale napoje się kupuje od załogi, Polacy z termosami (!) i własnymi butlami. W życiu tyle nie wydałam na napoje, żeby honor rodaków ratować
    - to jeszcze czasy marki były, królem moim osobistym był facet, który negocjacje na temat czegokolwiek (łącznie z pięknym obrusem ręcznie haftowanym) zaczynał od "ajne mark" (i na tym kończył, bo chyba dalej słabo z liczebnikami no i samymi markami było).
    - zaś osobistą królową była pani, która wszystkim co chcieli słuchać i nie chcieli też mówiła, że "my mamy wszystko olinklusiw"

    Jak widzi doktor, są na tym padole rzeczy stałe. Fundamenty takie.

    Serdeczne pozdrowienia,

    Gośka

    OdpowiedzUsuń
  4. Niemce nie lepsze (ma być bratwurst i chuj!, leżak jest mój, towarzystwo za tanie, hotel za brudny i niedobra obsługa, won z turecka nutą ma być Andrea Berg albo Anton aus Tirol i Bundesliga), ani Rusowie (dawaj butelkę wódki). Każdy ma swoje zady i walety.
    Przeżyłam także wakacje z turystami brytyjskimi. Ożeszkurwa ich mać. Zatęskniłam za Niemcami i Rosjanami.
    Z Januszami nie byłam.
    Janusze lansują się na Długim Targu w klapku Adibosa albo nawet Hilfigera (tak, tak, jest urlop, miasto nad morzem) na nogę z pełną gamą grzybic.
    Nie odważyłabym się na objazd :-))
    *
    Niniejszym składa się filendanki za karteczkę wzruszającę. Lowe!
    Germańska Flądra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsi w moim mniemaniu są Włosi! Pierdzący, hepający (boże, jak to się piszę?!) i śmierdzący! Pozdrawiam

      Usuń
  5. ojacie, pełen szacun Doktor, ja bym się nie odwazyla szarpnac na objazd po Turcji autokarem pelnym wasatych januszow, straszny hardkor...
    ale co się napaczal i przezyl to jego! widzę, że naprawde wiele mię omija przez to, że wakacje zawsze sama se organizuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój ulubiony patent: Chorwacja, winiarnia zaprasza na degustację win wszelakich, każdy może sobie polać ile chce. W domyśle: popijcie se ludzie i kupcie coś, wszyscy będziemy szczęśliwi. Rodacy w przeważającej większości dobyli własnych butelek i dawać przelewać, parę osób się wzruszyło i nakupiło, by właściciel nie był stratny, jednak powiedział, że więcej Polaków na degustacje zapraszał nie będzie, bo mu się nie kalkuluje. W Czechach jeden hotel poinformował koleżankę-pilotkę, iż tylko przy grupach z PL muszą stawiać kelnera przy szwedzkim stole, bo inaczej wszystko wyniosą.

    Gwarantuję Gospodarzowi, że najgorszego jednak nie miał, nie miał turystów z Chin, którzy są koszmarni pod każdym względem; są hałaśliwi, blokują przejścia robiąc sobie setki zdjęć, poza tym śmiecą, oszczędzają chorobliwie np. na jedzeniu, ale za to bez bólu zapłacą 100 euro za gondolę, czy inny idiotyzm.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znaczy się wakacje udane!!! Hi, hi, hi. Jest co wspominać. A za współobywateli - wstyd tylko że ehhh.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj jak dobrze, że autor tego tekstu jest takim elokwentnym poliglotą, świetnie ubranym erudytą z ciałem jak młody bóg..... no cóż ale to elita, która tylko po to pojechała z tymi "Januszami", żeby móc nam o tym opowiedzieć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, jak Naddottore się dla nas poświęca!!

      Usuń
  9. no i nie mówiłam?
    doktor wrócił i się pogoda spierdoliła......
    no ale za to mam co czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno nie byłam na wakacjach organizowanych, w ogóle na jakichkolwiek wakacjach dawno nie byłam, ale myślałam, że takie numery to domena lat 90. Ja pierdzielę. Jednak Polacy są niereformowalni.

    OdpowiedzUsuń
  11. ->Witch: z lenistwa, braku czasu na organizację czegoś samodzielnie, z chęci zobaczenia tak wiele, jak tylko się da :) fajnie było

    ->Agnieszka: bo wiesz, oni wychodzą z założenia, że "każdy ptaszek lubi mieć daszek", bądź "kto nie ma brzucha ten słabo rucha". Brzuch to powód do dumy ;)

    ->Gośka: o wodzie, o jej podpierdalaniu z lodówek, to już zupełnie inna historia, ale postanowiłem ją już odpuścić :P

    ->Germańska: było słychać, które hotele są wyspecjalizowane w podejmowaniu Niemców, animacje w języku vaterlandzkim i muzyk narodowa też :)

    ->Gohi: nie było źle serio, o wiele lepiej niż się spodziewałem, całkiem kilkoro sympatycznych ludzi tez było. I właśnie zdecydowanym plusem było, że zobaczyłem tak naprawdę całą Turcję zachodnią i sporą część centralnej i południowej. Przy samodzielnym wyjeździe pewnie było by tego mniej. Jednak do Stambułu planujemy wracać na co najmniej tydzien, już samemu wtedy :)

    ->Juriusz: aż takiego hardkoru nie było, ale degustacje też stanowiły moment, żeby się nawpierdalać, a nie spróbować. Dobrze, że część ludzi była nastawiona na zakupy, więc wstydu za dużego nie było.
    Cudowni natomiast byli Japończycy mili, uśmiechnięci, spokojni. Jedno słowo przewodnika i grupa bez focha czyni. Poobwieszani aparatami, ale zdjęcia w miejscach zabronionych ani jednego :)

    ->Ikaklika: bardzo, było śiwetnie i mimo wszystko sie pewnie na taki objazd jeszcze wybiorę, bo teraz wiem, co mnie czeka i będzie większy luz :)

    ->Anonimowy: a jest. ty tu pierwszy raz rozumiem i formuła bloga za trudna i przerasta, czy czytanie o sobie tak zabolało?

    ->Jmgn: ja nie wiem, czy to dobry deal ;) a spierdoliła się rzeczywiście, dziś mnie w nocy burza obudziła, a teraz szaro i ciemno za oknem :)

    ->Klepsydra: to chyba niezmienne prawo natury i nie należy się niczego innego spodziewać:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, to właśnie mój angielski jest taki straszny!! Ja Naddottore przestrasznie przepraszam, ale za to nadrabiam świetnym rosyjskim (bo ja taka stara jestem, że miałam rosyjski z pięćset lat chyba ;-)) Nigdy nie wykupujemy pełnych posiłków, bo nie jesteśmy w stanie przy takich upałach, jakie na ogół panują tam, gdzie jedziemy, zjeść więcej. No chyba, że lody, miejscowe słodycze, owoce i te takie tam różne lokalne "ciekawostki" ;-)). Nasza Paszczółka już dorosła i planowaliśmy na ten czas wybierać się na takie objazdówki, ale zonk z naszymi mamami, które chorują synchronicznie, pozbawia nas wyjazdów całkowicie... Więc normalnie po polskiemu zazdraszczam Naddottorowi!!

    OdpowiedzUsuń
  13. ps. A to zdjęcie w poprzednim poście, to Czerwona Wieża z Alanii? Bo mnie skręca!

    OdpowiedzUsuń
  14. Akurat Doktór wrócił do Polszy jak ja wybieram się nad Bałtyk. Wobec tego rozumiem, że kaloszki i płaszcz przeciwdeszczowy trza zabrać, no trudno :(

    Co do wąsatych wycieczkowiczów - dobrze znam ten problem... Ja na Teneryfie uparcie udawałam, że nie jestem Polką, bo mi było wstyd za rodaków przed tubylcami...

    A jak Doktór zniósł lot? Bardzo się strachał?

    OdpowiedzUsuń
  15. ->Trutniowa: ale przecież nie chodzi o angielski, tylko o władanie jakimkolwiek poza polskim i chęcią używania języka obcego, a nie "zmuszani" do rozumienia polskiego. Z rosyjskim poradziłabyś sobie świetnie, bo razem z niemieckim i angielskim jest mocno tam używany :)
    Tak, to jest czerwona wieża w Alanii :p

    ->Gu: no ale przecież ostrzegałem, że do połowy lipca jestem na urlopie. szesnastego wracam do pracy, więc jest nadzieja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radzę sobie właśnie ;-)) Chociaż powiem Ci, że z obcobylcami w tym łamanym angielskim też się dosyć dobrze dogaduję, chyba nawet znacznie lepiej, niż moja Pszczółka ze swoim genialnym i nienagannym angielskim... Może dlatego, że angielski Turków, Egipcjan, Węgrów i innych innoziemców turystycznych jest zbliżony do mojego ;-)) Pozdrawiam. ps. W Czerwonej Wieży nasza Pszczółka o mało nie wyzionęła ducha stąd tak doskonale ją zapamiętałam... Pozdrawiam

      Usuń
    2. dżizas, to dobrze, że nam się nie chciało do środka wchodzić. a co jej się stało?

      Usuń
    3. My generalnie sercowe jesteśmy, a wymyśliliśmy sobie, żeby wycieczkę na piechotę uskutecznić, bo nam się wydawało, że to jakoś tak bliżej od naszego hotelu jest... No i jak już doleźliśmy i wyleźliśmy na górę, to zrobiła się fioletowo- purpurowa i ledwo dychała. Dobrze, żeście nie wchodzili do środka, bo ekspozycja taka sobie, a duszno jak w piekarniku. Ale ławeczki były, tośmy ją pod wykuszem strzeleckim położyli, szmatami wachlowali i wodą poili. Przeżyła! Ale potem już jakoś murami obronnymi nie chciała się wspinać. Zupełnie nie rozumiem dlaczego...;-) Pozdrawiam

      Usuń
  16. Nie od dziś doktorze wiadomo, że zagranica nie dla Polaków, szczególnie tego pokolenia wcześniejszego.

    Byłem rok na emigracji we Włoszech, w miejscowości nadmorskiej, gdzie w wakacje zjechali się turyści. Polaków mało było, ale ci co byli potrafili nadrobić za połowę narodu. Czasami aż wstyd było się przyznać skąd jestem.
    To samo miałem w Portugalii. Siedzimy w eleganckiej restauracji, obok polska rodzina z dziećmi w wieku około koniec podstawówki/gimnazjum, więc można wymagać już żeby pół godziny usiedziały na dupie. Jednak nie można. Rodzice zajęci mlaskaniem i narzekaniem na jedzenie, dzieci biegają wokół stolika, a kelnerka na darmo próbuje im powiedzieć, żeby zapanowały nad swoim potomstwem (czasem coś matka powiedziała aby się uspokoiły, ale było to przez dzieci zignorowane bo one są na wakacjach) Powiedziałem moim znajomym pokazując na tą rodzinkę, aby dobrze się zastanowili czy chcą w Polsce studiować.
    I te komentarze po polsku, bo nikt ich nie rozumie. Czasem można się niemile zaskoczyć i jednak się okazuje, że ktoś obok rozumie.

    OdpowiedzUsuń
  17. kogo nie stać na krynice musi jeździć za granice, o - że tak se pozwole zabłysnąć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się z Tobą zgodzić, na polski Bałtyk mnie nie stać... musiałam się włóczyć po świecie ;-) Pozdrawiam

      Usuń
  18. Za to czytanie Mitologii Parandowskiego, masz u mnie doktorze wielkiego plusa :))

    OdpowiedzUsuń
  19. ->Erjota: pokolenie późniejsze też jęczy, potrafi bydło siać i też dogadać się nie potrafi. to chyba jakaś uogólniona przypadłość :)

    ->Szkorbut: wieszczu nasz prochem jesteśmy u stóp twoich :)byłem w Krynicy, nawet dwa razy :)

    ->Mimi: na pamięć prawie znałem :)

    OdpowiedzUsuń
  20. doktór powie kiedy się do Istambułu wybiera żebym się znowu tak nie nabrała jak od 2 do 8 grudnia ub.roku kiedy lało dzień i noc przez cały pobyt i podejrzewam że wtedy tam też doktór przebywał bo któż by inny tak pogodę spierd....ł :(

    OdpowiedzUsuń
  21. Aj lowiu Cie za to...

    OdpowiedzUsuń
  22. Streszczenie ciekawe, całkiem zabawne ale przyznaj się, że pojechałeś na tę wycieczkę dla tych wąsatych, bębniastych skarpeciarzy w sandale! :P
    PP

    OdpowiedzUsuń