środa, 29 października 2014

How to train your... (żeby tytul nie zdradzał treści notki, bo od tego lans spada)

Dwie istotne informacje na początek. Od perfekcyjnej pani domu dzielą mnie lata świetlne i prędzej będę pierwszym człowiekiem, który postawi nogę na Saturnie (pomijamy fakt, że jest gazowym olbrzymem) niż dostanie od niej diadem za wyjebiście wysprzątaną chatę (nie że syf, kiła i mogiła, ale eufemistycznie ujmując rozgardiasz bądź artystyczny nieład, jak kto woli). Mimo ogólnego wewnętrznego rozpierdolu staram się być obywatelem dość praworządnym, poza tym mam lekki odchył w stronę dbania o środowisko i odpady segreguję tak naprawdę od zawsze.
I tak, czas jakiś temu w Gda postanowiono, że poza standardem makulatura, szkło kolor/białe, plastik, pojawią się także podział na pojemniki na odpady suche i mokre. Na początku foch, że mam już trzy śmietniki w domu (szkło i plastik razem, ostateczny rozdział przy śmietniku) i za chuja nie zmieści mi się następny. Po pewnych modyfikacjach na chacie, kosz ogólny został zamieniony na dwa mniejsze. Aliganckie takie, funkiel nówki, się bardzo pro poczułem. Nawet wydrukowałem sobie i zalaminowałem instrukcje jaki śmieć jest suchym, a który azaliż mokrym, ĄĘ. Było pięknie, zwłaszcza, że obawa, że z kosza na mokre zaraz będzie walić zgnilizną i z workiem będę musiał popierdalać dwa razy dziennie, co spowoduje zajebiste zużycie plastiku i całe eko pójdzie się jebać, okazała się płonna. Stały se kosze, napełniane powoli, bo przecież jeszcze inne są, więc śmieć tu, śmieć tam, aż tu nagle, oczywiście po dyżurze (czy tylko mi się zdaje, że dyżurowanie przynosi mi pecha?), wchodzę ci ja do kuchni a tam wesoła i radośnie urzęduje sobie stado muszek owocówek. Właśnie se budowały tamę w zlewie. Nosz kurwa. Szmata w garść i exodus, worek w garść i do śmietnika. Kolejna szmata i sprzątanie. Część pierwsza powtarzana kilkukrotnie, aż żaden muszy najeźdźca się ostał. Potem przez parę dni pilnowanie, częstsze wyrzucanie śmieci, ale znów maraton, przemęczenie, a owocówki wybudowały spore miasto i zaczęły pracować nad silnikiem spalinowym. Do akcji znów wkroczyła Szmata Śmierci. Przyszła jesień, zrobiło się chłodniej, myślałem, że spokój będzie, bo jak taka mała kurwa się dostanie do mnie na czwarte piętro, sił jej nie styknie na tym zimnie przecież. A taki chuj, po raz kolejny najazd Hunów. Zacząłem wierzyć w teorię samorództwa, że o to kolejny jej przykład po ślimakach z mokrych liści i myszach ze szmat. Że nie ma samca i samiczki na wstępnym etapie rozwoju, że pierwsze jaja zawsze wychodzą z ogryzka, albo jakoś tak. Tym razem do Szmaty Śmierci dołączyła Trutka Zniszczenia. Dwa dni i po sprawie, a ja radośnie, pozostawiając Trutkę Zniszczenia na straży mogłem się oddać wyrzucaniu resztek organicznych. Okazało się jednak, że Trutka Zniszczenia to demon, którego z piekła trzeba wzywać co jakiś czas, bo mimo składanych ofiar z małych ciałek drosophili wraca do siebie grzać się przy kotle. Po raz kolejny więc po wejściu do kuchni zostałem przywitany "wypierdalaj, to nasza dzielnia". Chuj mnie trafił ostatecznie, szybka inkantacja do Szmaty Śmierci i owocówki musiały odbierać liczne zasiłki pogrzebowe od ZUS-u. Po trafieniu przez chuja wpadłem na plan przebiegły, a straszliwy i okrutny. Se wymyśliłem, że położę roślinną resztkę organiczną na talerzyku w mikrofali, zwabię wroga, który podstępu nie podejrzewa, a jak się rozgości, to trzasnę drzwiczkami i zniszczę falą maluczką. Zaszczytne role kamikaze przypadły dwom plastrom ogórka i ogryzkowi. Po godzinie kilka czarnych brzuszków przysiadło. Jeb, zamknięte, minuta nastawiona. Wtedy się okazało, że gruby plaster ogórka, to nie najlepszy pomysł, bo za dużo wody i po chwili zaczął grozić wybuchem i ujebaniem mikrofali od środka. Po trzydziestu sekundach musiałem wyłączyć. Tak na serio, to myślałem, że taki czas na 700 W na takie małe gówna wystarczy. Owocówki żwawo wyleciały z mikrofali. Kolejne podejście z samym ogryzkiem, minuta. Muszki nieco zmulone, ale wyleciały same bez wzywania helikoptera ratowniczego. Ogryzek, dwie pełne minuty, już zaczynało być czuć spalenizną, ale byłem twardy. Wyszły o własnych siłach, udało mi się dobić część, bo parę się otrząsnęło i poleciało w pizdu. Oczy mi sie wielkie zrobiły, jakie to kurewstwo twarde.
Wobec powyższego mam pytanie (nie o wytępienie, bo ogarnę regularne przyzywanie Trutki Zniszczenia papierowym pieniądzem, gorzej będzie z Rytualnym Wynoszeniem Śmieci, ale trutka pozamiata): jak bardzo zmutowałem Drosopilae melanogaster i jakie to będzie miało dla mnie konsekwecje:
a) przerzuca się na dietę mięsną i któregoś pięknego dnia obudzę się z upierdoloną ręka
b) ktoraś mnie ujebie i z kolei zmutuję sam. Pół biedy jak nauczę się od tego latać i będę miał przylepne kończyny, to by było totalnie w pyteczkę. Bym się nawet zgodził na ściemnienie skóry jamy brzusznej. Gorzej jak w efekcie mutacji skończę, jak Jeff Goldblum w filmie "Mucha" (pocieszam się, że on eksperymentował z teleportacją i mi taka zmiana nie grozi, ale ryzyko jest)
c) zastymulowałem im mózgi i następnym razem, jak wejdę do kuchni zostanę wystawiony na ostrzał rakietowy i bombę atomową?
I jak ja mam teraz w tej niepewności żyć?

A teraz gratis edukacyjny!
Czy ktoś z was wiedział, że prawidłową i oficjalną nazwą gatunkową muszki owocówki jest...
...
...
<buduję napięcie>
...
...
Proszę docenić i napięcie i walor edukacyjny blogaska
...
...

Wywilżna karłowata.
Czad, c'nie. Dowiedziałem się parę dni temu dopiero, gdybym wcześniej wiedział, że się podejmuję walki z wywilżną nawet i karłowatą, to bym tak lekko do tego nie podchodził.

35 komentarzy:

  1. Niech się dochotor przygotuje na dalsze śmieciowe rewolucje:

    http://panoptykon.org/wiadomosc/smieciowe-opary-absurdu

    Może te muszki też moszna przy okazji oznaczyć co by je na mieście w razie czego rozpoznać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomysł z podpisywaniem śmieci mnie zachwycił pójdę o krok dalej i będę pisał, co jest w środku "noworodek", "szczeniaczki", "tysiąc złotych", niech też mają frajdę.
      z oznaczaniem natomiast niekoniecznie, będą mi te co się wyprowadzą jeszcze ludzie do domu znosić :)

      Usuń
  2. Dobrze Ci poszło ze spuszczelami, to i wywilżnę karłowatą zwyciężysz. Darzbór!
    Germańska Flądra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale spuszczel był jeden tylko i nie ruchał potomstwa, bo raz, że sam właśnie, a dwa, że za młody był

      Usuń
  3. heheheh :) dobre dobre. I bardzo pocieszajace: mieszkam od paru miesiecy w DE, gdzie czeba segregowac smieci na organiczne i inne (duzo innych, ale ja nie o tym). I te organiczne, patrz Panie, tez nam powoduja wysyp owocowek. Mnie one nie ruszaja, moj maz za to dostal szalu, mniej wiecej tak, jak Ty. Przeszlismy przez kilka rodzajow trutek (chuja daja, tzn jakby dawaly, to bylabym nimi moze i zainteresowana, a tak...), plastry w kilku dizajnach, od przezroczystych po kolorowe w owocki (czujecie te ironie?), ODKURZANIE owocowek (moj maz, powazny doktor, popierdalajacy po kuchni z obledem w oczach i rura od odkurzacza w dloniach, skaczacy po stolkach itp). Zaliczylismy tez kilka wieczorow z jotubem (maz z notesem, ja z niedowierzaniem, ze oto wieczorem, zamiast sie seksic albo chociaz pic, ogladam prywatne kanaly o, kurwa, sprzataniu), oraz, co za tym idzie, konstruowanie domowych pulapek z octu i butelki na przyklad (nie, zadna z nich nie dziala). Juz myslalam, ze stary mi sie zepsul, ale widze, ze to taka typowa obsesja i moge spac spokojnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w ogóle nie rozumiem, co takiego śmiesznego w popierdalaniu z odkurzaczem za muszką jet, sam to wczoraj uskuteczniałem :D

      Usuń
    2. Moja osobista małżonka również popierdala z odkurzaczem w pogoni za jak-jej-tam Karłowatą. Obłędny widok.

      Usuń
    3. ja także, nie ukrywam, popylałam za drosophilami z rurą ssącą...

      Usuń
    4. ha! widzicie, latanie za drosophila z odkurzaczem is the new black w tym sezonie

      Usuń
  4. Doktór się nie lęka, niegdyś mówiono, że francuskie testy nuklearne na atolu Mururoa to samo zło, a niedawno ponoć wyłowiono tam przeszło 50 cm krewetki. Może z tymi wywilżnami będzie podobnie. Po mikrofali się rozrosną i doktór nie będzie musiał po prowiant do Biedry latać. Choć nie, doktór to pewnie w Almie się żywi...Tak czy siak jeszcze pogratulować zapału, co do ochrony środowiska, chciałam. Mnie trochę skrzydła podcięli panowie, co to rano podjechali śmieciarką i wszystkie posegregowane kontenery na jedną pakę pierdut i wio! Stałam tak z dobre 15 minut z opadniętymi cyckami do wód gruntowych,a przed oczami śmigało mi to moje segregowanie na kilka kubłów,w zapyziałym, małym mieszkanku. Czego to się nie robi dla Matki Ziemi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie wiem, czy taka mucha nawet zmutowana smaczna jest, poza tym lekam się, że one wówczas by mnie zeżarły.
      co do Almy to słabo z nia, najbliższa w Orłowie w Klifie, a jak już się tam zapuszczę, to i tak całe kieszonkowe przepierdalam w Marku i Spencerze na maślane ciastka z białą czekoladą

      Usuń
    2. burżuj, psia mać! i jak się człowiek ma teraz cieszyć promocją wiejskich filetów śledziowych w Lidlu, hę?

      Usuń
    3. to wszystko wina Tuska, musi mieć on niezły zapas tych win w piwniczce

      Usuń
  5. Ja wsysam do suszarki. Po spotkaniu z grzałka wylatuja spalone truchła. A ile satysfakcji...;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobra, ja się nie może nie znam, bo nie używam suszarki od eonów, ale jak można zassać przecież ona dmucha, ale jeśli można i się kurwy palą, to nawet jestem w stanie zakupić :)

      Usuń
    2. Z tyłu suszarka zasysa zimne powietrze, jak muszkę dorwiesz ta częścia, to wpada wprost na grilla w środku urzadzenia :-)

      Usuń
    3. wow, dobre!!!
      Doktorze, a moze ta mikrofalówke tez trzeba bylo na funkcje "grill" nastawic? Wtedy chyba by sie te wredne male dupki upiekly?

      Usuń
    4. Magda: nie żebym się czepiał, a kabel do pościgu to nie za krótki? bo bym sie wkurwił, jakbym już miał,a wyrwałbym wtyczkę z kontaktu i taki chuj z tego by był
      Diabeł: to tania mikrowela, bez funkcji grilla

      Usuń
  6. Na muszki sposób jest: bierze się, Panie, słoik [ewentualnie starą szklankę], wlewa się do tegoż ocet [ilość- jedno chluśnięcie], cukier [z półtorej łyżeczki],płyn do naczyń [wedle uznania] i zalewa się toto wodą kranówką do powstania piany. W sumie jakieś 1/3 szklanki aby było, bowiem muszki się w piance taplają i tamże giną. Można pułapki porozstawiać po szafkach, nawet pozamykać na noc, i w miarę jak pianka opadnie, dolać wody, coby się na nowo zaburzyło:)
    Sprawdzone, niemniej jednak gud lok
    Ryża

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na fanpejdżyku też mi pisali o tym sposobie, z tym że zdania fachowców co do skuteczności są podzielone

      Usuń
  7. Teraz kurde piszecie, jak ta plaga odeszła była w ciemność i chłód! Całe lato zapierniczałam z odkurzaczem, aż się zorientowałam, że one z drugiej strony wylatują :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w moim jest worek papierowy, więc nie wylatują dupą, a liczę na to, że zanim się skumają, że można wyjść przodem to zdechną z przegrzania mózgu

      Usuń
    2. (ponuro, by pozostać w konwencji dzisiejszego święta) Chyba, że się zmutują w międzyczasie...

      Usuń
    3. a weź to wypluj, może z głodu zdechną po drodze

      Usuń
  8. Ponieważ pracuję w sklepie z piwem, to mam podobne rozkminy - na zapleczu nad skrzynkami z butelkami zwrotnymi, zwykle se hula musze plemię, dążące do dominacji nad Europą. Kupne pułapki działają tak, że chyba wywłoki dostają jakiegoś króliczego zapału i mnożą się jeszcze szybciej, poza tym te pułapki śmierdzą marysią i na zapleczu wali, jakbym w piwnicy miała hodowlę zielonego. A nie mam, niestety, bo za zimno, nieprawdaż. Są jeszcze takie pułapki z płynem na muszki, ale notorycznie je przewracam i ten kleisty płyn się wylewa i jakoś tak wtedy nie chce to już działać tak, jak w założeniu powinno. Zrobiłam sama te machlojki z octem i trochę się tego suczego pomiotu tam potopiło, więc chyba działa. Możliwe zresztą, że zdechły z zimna, bo na zapleczu nie grzeję, więc trochę tam pizga złem. Tak że teges, polecam po prostu wyłączyć ogrzewanie i problem z głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale wtedy ja też zdechnę z zimna, więc żadna wygrana to

      Usuń
  9. Stosowałam pomysł p. Ryżej - nie pomogło (może dlatego, że nie dodałam cukru i nie zrobiłam piany). Polecam muchozol!
    Zaznaczę, że muszki mieszkają w biurze na oknie, a jedzenia ani resztek tam nie trzymamy.
    Poza tym mamy też kupę ptaszą na szybie. Póki co wszyscy udają, że jej nie ma - próba nerwów trwa... Czekamy na deszcz zacinający od północy. Jo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muchozolu sie boję z powodu, że mogę zdechnąć kota przy okazji

      Usuń
    2. A propos kotę. Czy on już grzecznym kotkiem jest? Bo ja czekam na szejm kartki...i czekam ;).

      Usuń
  10. Widzę analogię do wiedźmina i jego polowania na wiwerny, strzygi itp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale mu lepiej szło, bo ja próby trwa nie miałem, ani szkolenia wiedźmińskiego też nie

      Usuń
  11. Olaboga! Jaka ja byłam niedobra dla tych co do mą kuchnie sobie wybrały....Głodem je wzięłam i sobie poszły. A takie atrakcje mogłam im zafundować,tak ubarwić żywot karłowaty...[szloch].
    Uboga Staruszka...

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałam bardzo uprzejmie podziękować doktorowi i komentującym za pełne ekspresji opisy walki z wiw... wilż...wlż... a chuj, z owocówką. You made my niedzielę i pewnie inne dni też, bo będę do tego wracać.
    zla.m

    OdpowiedzUsuń
  13. Doktór wybaczy, że nie na temat, ale bloga zamkłam, a że wcześniej zauważyłam, że doktór podczytuje, tudzież mile łechce moje ego mając mnie w linkowni- zaproszenie chciałam wysłać. Tyle, że tu nie ma do doktóra kontaktu. Zostawię zatem swój 84chili84@wp.pl .

    OdpowiedzUsuń
  14. Miło się czyta takie wesołe historie tak świetnie opisane.
    Ja owoce trzymam w lodówce, a kiedy coś przygotowuję np.obieram jabłko, to skórkę szybko zjadam - do przewodu pokarmowego muszki nie wlecą, a ogryzek zawijam w papier toaletowy, bo wiem, że nalot może pojawić się znikąd. Pestki z częścią śliwek, skórki bananowe czy pomidorowe, to już do woreczka i od razu zawiązuję, a całość wyrzucam po napełnieniu.Wszystko uszczelniam i nie mają się one czym u mnie pożywić. Natomiast u mojego syna w domu, są szczęśliwe, mają wypas . Ale on nie zwraca na nie uwagi, to i ja nic nie mówię - Wolnoć, Tomku, w swoim domku:-)

    OdpowiedzUsuń