Piękną końcówkę marca, wiosna nadejszła, takie okoliczności przyrody są jak znalazł na informację, że Urząd skarbowy uznał, że objebaliście państwo na 10 tysięcy peelenów.
A zaczęło się to tak. PIT działalność gospodarcza musi złożyć do końca lutego, co też uczyniłem, PIT etatowy czeka standardowo na ostatnią chwilę, bo tak. Działalnościowy złożyłem szybko, bo po raz pierwszy od lat miałem dostać zwrot. Nieduży, ze nieduży, ale zawsze na koks by można było zacząć odkładać. Parę dni temu dostaję list bardzo polecony, że ni chuja, zwrotu nie będzie, bo został on pobrany a konto odsetek, bo za mało kasy zapłaciłem we wrześniu. Tu cię mamy jebany cwaniaczku. Wiecie, ja tępy w te kulki jestem, a że kara niby dwie stówki plus odsetki w licznie niewiadomej, to stwierdziłem, bo mam niczym nieuzasadnione zaufanie do instytucji państwowych, poza ZUS i NFZ, że musiałem coś spierdolić. Na spokojnie poszedłem do pani księgowej, żeby mi wytłumaczyła o co cho, bo ja przecież ni chuja nie kumam tych finansów i stuffu. Pani księgowa poczytała, popatrzyła i powiedziała, że coś jest bardzo nie halo i mam w te pędy do US-u pociągać. Pociągnąłem więc i tam nawet za prawie pierwszym podejściem nafochana pani powiedziała, że o tu widzisz we wrześniu zapłaciłeś tyle a tyle podatku, a zapłacić miałeś 10 tysi złodzieju jebany. Mnie lekko przygięło. Bo raz, żeby zapłacić 10 000 PLN podatku, to musiałbym zarobić we wrześniu ponad 50 000, nie żebym miał coś przeciwko temu, ale jedynym znanym mi sposobem na taki zarobek w mojej sytuacji jest opylenie obu płuc i serca, więc byłbym nieco nieżywy. Dwa gdybym tyle zarabiał, to po pierwsze nie rozliczałbym się w Pl tylko w jakimś raju podatkowym, bo byłoby mnie na to stać, a po drugie miałbym ludzi, którzy by za mnie popierdalali wyjaśniać różne takie takie, a nie jaśnie pan by się sam fatygował.
Dzwonię do pani księgowej o co biega, sprawdzamy złożonego PITa i tam, wyobraźcie sobie nic nie stoi o dziesięciu tysiącach, więc popieprzam raz jeszcze z kopią zeznania i pokazuje, że bardzo przepraszam, ale tu stoi liczba kilkukrotnie niższa i chyba państwo coś się pomylili nieco. Pani poszperała i no rzeczywiście jest błąd. Foch zmalał nieco, ale powiedziała, że ona się poprawką nie może zając tylko proszę iść tam i tam. Ok luz dziękuję bardzo, do widzenia. Poszedłem, gdzie mnie wysłano. Tam jednak, że poprawką nie mogę się zająć, proszę iść tam i tam. Ok, dziękuję bardzo do widzenia. Poszedłem, gdzie mnie wysłano, a tam jednak, że poprawką się nie mogą zająć, proszę iść tam i tam. Ok, luz już mniejszy, dziękuję, do widzenia. Poszedłem, gdzie mnie wysłano, a tam... Kurwa, już szlag mnie powoli trafia, ale chuj idę dalej i trafiam z powrotem do pani, u której byłem na początku, która mówi, że ona nie poprawia, że przecież miałem iść tam i tam. Trochę pociekło mi krwi z uszu i oczu i wysyczałem pani, że nie mam najmniejszego zamiaru zapierdalać, jak głupi po korytarzu i niech się może, kurwa, zdecyduje, gdzie mam iść. Coś wymyśliła, poszedłem, a tam sfochany pan, że niestety, ale to nie jego działka. Chujkurwajebać. Skończyło się babci sranie, obłędu na ryju dostałem, kolejna porcja syczenia i się okazało, że a jednak pan się zająć może. No cudownie. Przejrzał papiery i stwierdził, że rzeczywiście jest błąd. Thank you captain Obvious! Poklikał w komp i powiedział, że się zajmą. o nienienie, na tę ewentualność przygotował mnie narzeczony i powiedział, że skoro dostałem straszne pismo z zajebistą ilością paragrafów, cyferek i odwołanie w nieprzekraczalnym terminie 7 dni, to nic, ale to, kurwa, nic na gębę. Wszystko na piśmie i chuj. Pan próbował mnie zbyć, czy to na pewno potrzebne, że bezsensu przecież. Taa, kurwa, a potem się okaże, że mi te dziesięć tysi do pierdyliarda zylionów narosło, bo nikt o niczym nie wiedział i przecież się nie odwoływałem. No ale jak mi zależy, to proszę se pismo złożyć, ale nie tu, o nie, w ogóle gdzie indziej w innym budynku, bo co ci ułatwiać będziemy. Chuj poszedłem, dotarłem, załatwiłem. Na razie koniec, czekam na odpowiedź.
Jak na razie się okazało, ze ktoś wrzucający mój PIT w system, się z kwotą pierdolnął. Pierdolnął dość ostro, wpisując j.w. stoi kwotę kilkukrotnie wyższą. Zdarza się, luz, choć zakres błędu jest taki, jakbym na recepcie zamiast Augmentin napisał "jebać Lechię". Jednak bardziej wkurwiające jest, że pierdolony urząd zamiast próbować wpierw wyjaśnić sprawę, a dlaczego drogi obywatelu tu się nie zgadza od razu przyjebał mi karą z odsetkami i zajęciem mojej własności. Zostałem przestępcą podatkowym przed udowodnieniem winy. Ja wiedziałem, ze tak będzie.
Urzędzie Skarbowy, zapoznaj się z ZUSem* i NFZem, bo od teraz mieszkacie razem w szufladce podpisanej "kurwy i złodzieje"
*ale muszę dodać, że jak ostatnio w ZUSie coś załatwiałem, to panie bardzo miłe były.
*ale muszę dodać, że jak ostatnio w ZUSie coś załatwiałem, to panie bardzo miłe były.